niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 7

Perspektywa Jasia

Spojrzałem do pokoju ostatni raz, po czym wyszedłem na zewnątrz tego okropnego miejsca. Usiadłem na ławce przed szpitalem i zacząłem myśleć.
- To wszystko twoja wina - wrzeszczała moja podświadomość. Tak, wiem. Gdyby nie ten głupi challenge, nic by się nie stało. Nie chcę o tym myśleć, ale wspomnienia same cisną się do mojej głowy...

"- Jasiek, poczekaj - zatrzymał mnie Rafał, wykorzystując chwilę, gdy Julka była zajęta. Szła dalej, nie zauważając tego że się odłączyliśmy. Jej włosy powiewały delikatnie na wietrze. Wyglądała tak pięknie... "ogarnij się Jasiek!" zganiłem się w  myślach i przeniosłem wzrok na Kiśla. - Co ty na mały challenge wieczorem?
- Brzmi świetnie, tylko jaki?
- Wszystkie - wrzasnął, upewniając się czy Jula go nie usłyszała. - Zatrzymamy się w jakimś spożywczaku po potrzebne rzeczy. - Dodał szeptem, po czym podbiegliśmy do dziewczyny, usprawiedliwiając się budką z kebabem...
Pomysł bardzo mi się podobał, więc przy najbliższym sklepie spożywczym poprosiłem Julkę, żeby poczekała na zewnątrz. Nie chcieliśmy, żeby wiedziała co knujemy.
Weszliśmy do środka, a ona tam została... Sama. Początkowo się obawiałem, bo zaczynało się ściemniać, ale Rafał zapewniał mnie, że w tak małym mieście nic jej nie grozi. Głupi mu uwierzyłem.
Ostatecznie kupiliśmy: cynamon, dużo cytryn, ostry sos tabasco. banany i sprite, oraz fasolki Bean Boozled, które na nasze szczęście były akurat w sprzedaży. Zapowiadał się ciekawy wieczór. Niestety taki nie był...
Wyszliśmy ze sklepu. Ze zdziwieniem uznałem, że nie ma tam Julii.
- Pewnie poszła się przejść. - uspokoił mnie Rafał.
Ruszyliśmy chodnikiem, w celu poszukania jej. Nagle usłyszałem cichy krzyk. Właściwie nie był to krzyk, a jęk. Ktoś wołał moje imię... Nie żaden ktoś. ONA mnie wołała. Ten głos rozpoznam wszędzie. Spojrzałem w stronę, z której dochodził dźwięk. Zamarłem. Ujrzałem dwie sylwetki: kobiety i mężczyzny. Wyglądało to, jakby próbował ją... zgwałcić. Po chwili rozpoznałem dziewczynę. Przecież to jest...
- JULKA! - Udarłem się, rzucając się w ich stronę. Dziewczyna jęknęła i upadła na podłogę. Podbiegłem do jej oprawcy i przywaliłem mu, tak bez żadnych wstępów. On nie pozostał mi dłużny i zasadził mi mocnego sierpowego. Poczułem ostry ból w okolicach skroni, ale nie miałem zamiaru się poddawać. Z całej siły uderzyłem go w ten krzywy nos. Gość z krzykiem upadł na podłogę, a ja nie wytrzymałem i kopnąłem go w brzuch, żeby upewnić się, że już nie wstanie.
- Co z nią? - Zapytałem Rafała, który przez cały ten czas klęczał przy Julce, próbując ją ocucić.
- Straciła przytomność, prawdopodobnie przywaliła głową w podłogę.
- Nie... - jęknąłem. - Musimy zawieźć ją do szpitala.

Wziąłem Julkę na ręce i zabrałem do auta. Prowadził Rafał, ja przez cały ten czas trzymałem ją na kolanach. Z rany na jej czole płynęła krew, a na policzku widniał wielki siniak. Nigdy sobie tego nie wybaczę..."


Teraz siedzę przed budynkiem szpitala, zamiast być tam z nią. W sumie zostałbym w sali, ale pielęgniarka poprosiła, żebym poszedł się przewietrzyć, a ona zawoła mnie gdy tylko Julka się obudzi. Mam nadzieję, że to nastąpi niedługo, martwię się o nią. Jest już grubo po godzinie odwiedzin, ale postanowili zrobić dla mnie wyjątek. Nie wytrzymam, wracam tam...

Perspektywa Julii


Obudziłam się z ciężkim bólem głowy w pomieszczeniu, które na pewno nie było moim pokojem. Ściany były białe, a po całym pomieszczeniu walały się sprzęty lecznicze. Usłyszałam ciche pikanie i zauważyłam monitor funkcji życiowych*. Byłam w szpitalu... ale dlaczego? Podniosłam się na łokciach i zauważyłam śpiącego obok Jaśka. Wyglądał słodko; siedział na krześle i opierał się o łóżko. Musiał być wykończony. Zrobiło mi się go żal.
- Jaś... - Szepnęłam, próbując go obudzić. Widocznie poskutkowało, bo powoli podniósł głowę. Popatrzył na mnie nieprzytomnie, po czym jakby ożył i rzucił mi się na szyje.
- Ty żyjesz! Tak się martwiłem...
- Janek, co się stało? Czemu miałabym nie żyć? I dlaczego do jasnej cholery jestem w szpitalu?!
- Julia... To moja wina.

Jasiek opowiedział mi całą historię, obwiniając siebie. Oczywiście wiedziałam, że on w niczym nie zawinił. Powoli przypominały mi się tamte wydarzenia. Z mojego oka popłynęła pojedyncza łza. Co by się stało, gdyby nie Jaś? Zerknęłam na wciąż obolałe nadgarstki. Widniały na nich okropne siniaki.
- Co z moimi rodzicami? - zapytałam dziwiąc się, że jeszcze ich tu nie ma.
- Chyba lepiej żeby o tym nie wiedzieli... Hmm? Oczywiście jeżeli chcesz mogę do nich zadzwo...
- Nie! - Przerwałam mu - Niepotrzebnie byśmy ich martwili... A gdzie jest Rafał?
- Znalazł jakiś hotel, nocował w Lubinie, ale niedługo powinien tu być. - stwierdził, po czym dodał:
- Nie martw się o rodziców. Powiedziałem im, że nocujemy u mojego kumpla, bo nie chcieliśmy wracać późno.
- Zapewne uwierzyli... Bardzo ci ufają - Zakpiłam. Moi rodzice mieli wielki szacunek do Janka. Bardzo go lubili, dlatego wystarczyło, powiedzieć im, że idę gdzieś z nim, a na wszystko się zgadzali...
Chwilę później do sali wszedł lekarz.
- Witam panią Zalewską - Przywitał się z promiennym uśmiechem. - Mamy dobre wieści: jeszcze dzisiaj opuści pani szpital.
- Dziękuję. Jakie są wyniki badań? - Zapytałam, z nadzieją, że nic mi nie grozi.
- Przeżyła pani lekki wstrząs mózgu i niewielkie obrażenia nadgarstków. Z tego co wiemy, mężczyzna który panią pobił został złapany. Proponowaliśmy zgłoszenie sprawy na policję, ale pani chłopak nie chciał się na to zgodzić.
- My nie...
- Nie chcemy konfrontacji z policją. - przerwał mi Jaś, puszczając perskie oko. Zaśmiałam się i przewróciłam oczami.
- Jak państwo uważają. Wykonamy jeszcze prześwietlenie ręki, by upewnić się że nie jest ona złamana. - Odrzekł i opuścił pomieszczenie.
- Państwo Dąbrowscy... Jak ładnie to brzmi... - Mruknął Janek, a ja zasadziłam mu kuksańca w bok. Po chwili jednak wybuchłam śmiechem, bo to stwierdzenie brzmiało komicznie... Państwo Dąbrowscy...



°•°•°•°•°•°°•°•°•°°••°°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•

Sul, sul!

Chyba znowu powinnam Was przeprosić...
Zapewne niektórzy spodziewali się jakiegoś porwania, gwałtu. Niestety, nie lubię, ani nie do końca umiem  pisać tego typu rzeczy i zawsze prowadzę do happy endu. (Niektórzy mogli się już o tym przekonać :) Np. Zuza... ;3)
Mam nadzieję, że mimo to rozdział Wam się spodoba i nie zawiedzie was tak bardzo :)

Jak zwykle zapraszam na aska
Proszę o komentarze, nawet te negatywne. Napiszcie, jeżeli coś jest nie tak. To bardzo mi pomoże ;3


* - Nie umiałam znaleźć dokładnej nazwy urządzenia, ale wiecie o co chodzi ;p piip piip =D

3 komentarze:

  1. Super rozdział =D Cieszę się, że dziewczynie nie stała się duża krzywda i wychodzi ze szpitala.
    I to "państwo Dąbrowscy" - fajne =D

    Pozdrawiam mordko <3

    OdpowiedzUsuń