sobota, 23 maja 2015

Rozdział 50

Może i rozmowa z Jasiem była trudna, ale teraz czekało mnie coś sto razy gorszego. Rozmowa z Maćkiem. Bałam się jej. Bo jak  niby miałam mu powiedzieć, że wyjeżdżam? Że znów przestaniemy się spotykać? Dopiero co wszystko zaczynało się układać po wielu latach rozłąki. Ale nie mogłabym postąpić inaczej. Nie przeżyłabym bez Jasia ani dnia więcej. Oczywiście rozważałam też pomysł, by nic mu nie mówić, ale wtedy jeszcze bardziej bym go zraniła.
- Pójdę z tobą. - zaproponował mój chłopak. Szliśmy właśnie w stronę mojego domu. Przystanęłam i wpatrywałam się w jego twarz próbując coś z niej wyczytać. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę kaptur i okulary przeciwsłoneczne na pół ryja. Oczywiście nikt nie mógł go rozpoznać, przecież oficjalnie był martwy.
- Lepiej nie. Wolę powiedzieć mu to sama.
- Dasz radę. - posłał mi pocieszycielski uśmiech. - To ja już chyba pójdę.
- Już? - obejrzałam się przez ramię z zaskoczeniem stwierdzając, że jesteśmy obok mojego miejsca zamieszkania. - Gdzie pójdziesz?
- Jadę do Lubina, mam tam wynajęty pokój. - uśmiechnął się łobuzersko. - Trzymam kciuki. Zadzwonię wieczorem - Pocałował mnie na pożegnanie i odszedł. Zostałam sama.
Niechętnie popchnęłam drzwi wejściowe. Do moich uszu dobiegły mocne basy. Pobiegłam do pokoju mojego brata i wparowałam tam bez pukania.
- Może byś trochę ściszył?! - wydarłam się, próbując przekrzyczeć muzykę. Zrobił minę niewiniątka i całkowicie wyłączył odtwarzacz.
- Coś się stało? Gdzie byłaś cały dzień? - zapytał widocznie zmartwiony.
- eee... - zaczęłam się jąkać. - Maciek, to nie będzie łatwe... - powoli zajęłam miejsce na łóżku, wbijając wzrok w podłogę.
- O co chodzi?
- O.. Jasia.
- Julka... - złagodniał. - Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale Jaś już nie wróci..
- Nie. - przerwałam mu. - Pewnie mi nie uwierzysz, ale to teraz nieistotne. Chodzi o to, że... to nie jest dla mnie łatwa decyzja ale... pamiętaj, że mimo to wciąż jesteśmy rodzeństwem... i mimo to zawsze będę cię kochać. - nie umiałam się wysłowić.
- Zaczynam się bać. O co do jasnej cholery chodzi?
- Ja... - zawahałam się. - wyjeżdżam.
Między nami zapadła długa cisza. Dopiero po chwili odważyłam się na niego spojrzeć. Patrzył prosto przed siebie martwym wzrokiem. Początkowo mnie to przeraziło, ale wtedy wydobył z siebie cichy, lekko zachrypnięty głos:
- Okej. - I znów zamilkł. Zaczynało to być uciążliwe.
- Przepraszam, ja... nie mogę inaczej. Wiesz, że Jaś jest dla mnie wszystkim...
- Jaś? - przerwał mi gwałtownie. - Więc to przez niego?!
- To nie tak! On nie chciał, żebym z nim jechała, ale... to moja decyzja.
- Okej. - wydukał, po czym opuścił pomieszczenie. Chwilę później znalazłam go w łazience, opartego o umywalkę. Powoli do niego podeszłam i położyłam dłoń na ramieniu.
- Przepraszam...  - wyszeptałam. Odwrócił się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Wydawało mi się, albo jego własne były zaszklone.
- Nie masz za co. To... twoja decyzja, a ja nie mogę cię ograniczać. - powiedział równie cicho. - Rozumiem to. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że znów cię stracę.
- Nie stracisz...
- Julka, ja wiem jak będzie. Nie chcę znowu zostawać sam...
- Nie zostaniesz. - w oczach miałam łzy. Nie mogłam już wytrzymać, dlatego odwróciłam wzrok. Maciek nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił.

***

Dni mijały bardzo szybko. Zanim się obejrzałam był już piątek. Postanowiłam zacząć się pakować. Nie wiedziałam co i ile zabrać. Jedyne co wiedziałam to to, że o 6:00 mamy pociąg do Warszawy. 
Na szczęście Maciek wszystko zrozumiał i pozwolił mi odejść. Obiecał, że wciąż będziemy utrzymywać kontakt. Wierzyłam mu.
Wyjrzałam za okno. Było piękne, słoneczne popołudnie. Miałam ochotę na krótki spacerek. Z tęsknotą spojrzałam na wpół pustą walizkę i wróciłam do układania w niej ubrań.
Gdy skończyłam był już wieczór. Poszłam spać wcześniej, ponieważ rano czekała mnie nieprzyjemna pobudka o 4:00 rano.
Tak jak przewidywałam, nie było łatwo. Budzik zadzwonił dokładnie o 3:55, ale potrzebowałam trzech drzemek, by w końcu zwlec się z łóżka. Udałam się do łazienki. Zgodnie z moimi oczekiwaniami zimny prysznic postawił mnie na nogi. Założyłam przygotowaną wcześniej kwiaciastą sukienkę i zbiegłam na dół, na śniadanie.
O 5:00 przyjechał Jaś. Zapakował moją walizkę do auta i w trójkę pojechaliśmy na dworzec. Po długim pożegnaniu z Maćkiem wsiedliśmy do pociągu.
- Tym razem też zauważysz kogoś ważnego i wybiegniesz z pociągu? - zapytał kpiąco Maciej.
- Nie. Mój skarb jest już w środku, nie mam za kim biec. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Chyba, że za tobą.
- Nie pozwoliłbym ci na to. - spoważniał. - Jedź, spełniaj marzenia. Bądź szczęśliwa. - Pocałował mnie w polik i mocno przytulił. W końcu usłyszałam przeciągły gwizd i wbiegłam do wagonu.
- Będę tęsknić. - rzuciłam, ostatni raz lustrując twarz mojego brata. Chciałam ją dobrze zapamiętać, nie wiadomo kiedy znowu się zobaczymy.
Znalazłam przedział, w którym siedział już Jaś.
- Spokojnie, poradzi sobie.
- Wiem.  - uśmiechnęłam się delikatnie siadając na miejscu obok. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Nie wiem kiedy, zasnęłam.
- Kochanie... - z melancholii wyrwał mnie cichy głos mojego towarzysza.
- Co się stało? - zapytałam zaspana, przecierając oczy.
- Niedługo będziemy. - posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Tak długo spałam?!
- To nic. - Wyprostowałam się i przeniosłam na siedzenie na przeciwko niego. Przez chwilę wpatrywałam się w jego cudowne, ciemne oczy. Byłam pewna, że postąpiłam dobrze. - Mała zmiana planów.
- Jaka?
- Nie zabalujemy długo w Warszawie.
- Dlaczego?
- Florek ma niedługo ważny wyjazd... ale nie chodzi o to. Moja ciocia już o wszystkim wie i kazała nam jak najszybciej przyjechać. Bardzo chce cię poznać. - Krew napłynęła mi do policzków. - Załatwiłem nam lot na poniedziałek.
Nic nie odpowiedziałam. Cieszyłam się wizją pobytu w Londynie, ale Warszawa również bardzo mnie inspirowała i wolałabym zostać tam dłużej...
Zgodnie z zapowiedzią Jasia, 30 minut później byliśmy już na miejscu. Tak, jak się tego spodziewałam na peronie czekał już Florian.
- Jaś, Julka! - Wydarł się, zwracając na siebie uwagę wielu ludzi. Nie ruszało go to. Po prostu podbiegł do nas i mocno przytulił. - W końcu jesteście!
Później udaliśmy się do jego mieszkania. Zasmuciła go informacja o tym, że już za dwa dni wyjeżdżamy.
- Tym bardziej musimy dzisiaj gdzieś wyjść!
Zgodnie z zapowiedzią, wieczór spędziliśmy w klubie. Reszta czasu minęła nam na dobrej zabawie. Polubiłam Florka już na urodzinach Maćka, ale teraz tym bardziej się zaprzyjaźniliśmy. Niestety, poniedziałek przyszedł szybciej niż powinien.
- Mamy wszystko? - zapytałam z niepokojem, sprawdzając jeszcze raz walizki.
- Ona zawsze taka jest? - Zapytał Florian z ironią w głosie, na co Jaś wybuchł krótkim śmiechem.
- Niestety.
Byliśmy akurat w drodze na lotnisko. Rano zaspaliśmy, więc niewiele brakowało nam do spóźnienia.
- Nie bój się kochanie, wszystko sprawdziłem. - uspokoił mnie Jaś, zerkając na mnie w lusterku.

Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. Wszystko działo się tak szybko...
Zajęłam miejsce przy oknie, Jaś siedział obok. Nagle poczułam mocne szarpnięcie.
- To tylko lekkie turbulencje - powiedział ze śmiechem Janek, chwytając mnie za rękę.
- Przepraszam... - odpowiedziałam speszona. - to mój pierwszy lot i trochę się cykam.
- Szczerze mówiąc ja też - powiedział mi do ucha, czym bardzo mnie uspokoił. Nie na długo. Po chwili wstrząs się powtórzył.
- Jasiu, to nie są turbulencje - powiedziałam przerażona, po czym jak na zawołanie rozległ się głos kapitana.
- Prosimy wszystkich o zapięcie pasów. - Chwila przerwy, dało się słyszeć klikanie przycisków. - Mamy dla państwa... bardzo złe informacje.
Przeszły mnie ciarki, serce podskoczyło mi do gardła. Kolejny wstrząs.
- Lądujemy. - głos  kapitana zdradzał przerażenie. - Awaryjnie.
Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć, panował straszny hałas
- Proszę zachować spokój! - udarł się głos w głośnikach. - Prawda jest taka: nie mamy szans na przeżycie.
Po tych słowach zamarłam. Do oczu napłynęły mi łzy. Spojrzałam na Jasia. Jego twarz wykrzywiał grymas przerażenia, podobnie jak moją.
- Przepraszam... - wyszeptał, a po jego policzkach zaczął lecieć słony płyn.
- To nie twoja wina. - odwróciłam wzrok. Wyjrzałam przez małe okienko. Ziemia zbliżała się z przerażającą prędkością. Wróciłam do tych cudownych, brązowych oczu. Nie mogłam uwierzyć w to, że widzę je po raz ostatni. - Żegnaj. Kocham cię.
- Do zobaczenia, kochanie. - odpowiedział cicho. Tylko my zachowywaliśmy spokój. Wszyscy inni biegali, krzyczeli. Nie obchodziło mnie to. Jeżeli miałam umrzeć, chciałam umrzeć wpatrując się w te piękne, czekoladowe tęczówki.
- To najlepsza śmierć, na jaką mogłam sobie zasłużyć.
- Wiem. Razem. Na zawsze. Mimo śmierć. - Wyszeptał. Później nie było już nic, tylko huk i ból. Koszmarny ból, który nagle ustał. Wszystko ustało....



Kochani!
Tak, to koniec.
Ehh... nie wiem co napisać...
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną tej chwili.
Przeżyłam z wami cudowne chwile, choć może nieświadomie, wiele razy wywoływaliście uśmiech na mojej twarzy.
Ale wszystko ma swój początek i swój koniec.
Mimo to pamiętajcie, jesteście najlepsi... ♥ ♥ ♥

piątek, 22 maja 2015

Rozdział 49

- Jak to 'nie zostaniesz długo'?! - wpatrywałam się w niego z otwartą gębą. W głowie miałam pustkę. Co to miało znaczyć?
- To znaczy... - zaczął się jąkać. Wbił wzrok w ziemię i chyba nie zamierzał go od niej odwrócić. - Za kilka dni wyjeżdżam.
- Ale gdzie? Dlaczego? Jasiu, co się stało?
- Nie wiem od czego zacząć...
- Od początku.
- No więc... Zacznę od tego - powiedział, odsłaniając rękaw koszuli. Jego ramię okalał gruby opatrunek, podobny do mojego. Patrzyłam na niego przerażona.
- Co ci się stało?
- Mój ojciec - mruknął zażenowany, po czym delikatnie zaczął odwijać bandaż. Gdy zobaczyłam co się pod nim znajdowało zaparło mi dech w piersi.
- Jak...? Dlaczego ci to zrobił?! - Na ramieniu znajdowała się duża, poszarpana rana cięta. Wyglądała groźnie.
- My... pokłóciliśmy się. Mocno. To... długa historia. - zawahał się przez chwilę. W jego oczach pojawiły się łzy. - powiedział mi, że mnie nienawidzi, że jestem jednym wielkim problemem i że wolałbym, żebym już nie żył. Postanowiłem mu to dać. Przynajmniej w połowie.
Siedziałam jak wmurowana, powoli myśląc nad każdym słowem jakie wypowiedział. To straszne. Nigdy nie lubiłam jego ojca, ale żeby powiedzieć coś takiego?
- Ja... nie wiem co powiedzieć. - wydukałam po chwili ciszy.
- Teraz już rozumiesz, dlaczego wszyscy myślą, że nie żyję?
- Tak... przepraszam. - powiedziałam, mocno się w niego wtulając. - Ale pamiętaj, wciąż masz mnie.
- Wiem. Kocham cię. - złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Przez chwilę trwaliśmy po prostu w uścisku, ale w końcu cisza jaka między nami zapadła stała się uciążliwa.
- Co teraz? - zapytałam.
- Za tydzień wyjeżdżam.
- Gdzie?
- Do Warszawy. Na razie.
- Dlaczego?
- To mnie nie satysfakcjonuje. Za blisko. Chciałbym wyjechać dalej...
- Za granicę - dokończyłam.
- Tak. Do Londynu, dla sprostowania.
- Dlaczego akurat Londyn?
- Tam mieszka moja ciotka. Zatrzymam się u niej.
- A teraz?
- U Florka - wyszczerzył zęby w uśmiechu, co w sumie nie pasowało do obecnej sytuacji.
- Jadę z tobą - powiedziałam twardo, przez co uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Nie.
- Nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Jadę i koniec. - chwyciłam jego twarz w obie ręce, zmuszając by na mnie spojrzał. - Jesteś dla mnie wszystkim. Całym życiem, całą mną. Nie mam zamiaru przeżywać go bez ciebie. Nie wytrzymam kolejnej rozłąki.
- Ale kochanie... - delikatnie odciągnął moje dłonie od swojej twarzy i przyłożył do swoich ust. - Nie chcę cię ograniczać. Nie chcę zmuszać cię do opuszczania rodziny, przyjaciół...
- Jakiej rodziny? - przerwałam mu. - Jakich przyjaciół? Przypomnę ci, że moja matka zostawiła mnie tu samą, bo się zsuczyła. Ojciec odszedł od nas z tego samego powodu, i słuch po nim zaginął. Przyjaciele? Z Łucją nie widziałam się od prawie miesiąca. - zawahałam się odtwarzając w myślach ten wieczór. To były urodziny Majki. Gdy wracałam zostałam napadnięta, już drugi raz, przez tą samą osobę. Pokręciłam głową, jakby to mogło mi pomóc w odgonieniu złych myśli. Zdałam sobie sprawę z tego, że cisza trwa za długo. - Nie wspominając o reszcie ekipy. - Dokończyłam speszona.
Przez chwilę znowu rosła ta straszna cisza. Atmosfera była napięta. Cały czas wpatrywałam się w twarz Jasia. Wyglądał, jakby nad czymś ciężko myślał. W końcu wypowiedział to jedno, oczekiwane zdanie:
- Okej, wyjeżdżamy w sobotę...


Sul, sul!
Kochani! W naszej ankiecie wybiło już 100 głosów, a to oznacza, że ponad 100 mordek wbiło tu i wcisnęło ten fajny przycisk =) ♥♥♥ Dziękuję <3
Oprócz tego ogólnie dziękuję za to, że jesteście i trwacie ze mną =) To wspaniałe <3
Ojeejku tak się rozczulam... ale teraz już to co zwykle:
ASK: Czasami jest tu ciekawie =) ;p

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 48

Popatrzyłam zdezorientowana na chłopaka. Czy on właśnie powiedział że...
Nie, to niemożliwe. A może jednak?
- Jak to?
- Ojć - Murzyn zatkał sobie usta dłonią. - Oli powiedzieć za dużo. Oli nie móc znieść cierpienia panienki.
W moim sercu zapaliła się lampka z podpisem "nadzieja"
-Gdzie on jest?!
- Oli nie powiedzieć. Panienka nie powie Jasiowi od kogo wie. - odpowiedział, jakby przestraszony. - Oli musieć wracać na dyżur.
Zanim się obejrzałam, jego już nie było. Poczułam się... nijak. Może on tylko żartował, wykorzystał sytuację, żeby mnie nastraszyć? Nie... to byłoby zbyt chamskie. Poza tym nie wygląda na kogoś skorego do takiego czynu.
Powoli wstałam z miejsca i udałam się do placówki. Jeżeli dobrze zapamiętałam, powinnam znaleźć go na neurologii.
- Musimy porozmawiać. - powiedziałam stanowczo, podchodząc do niego.
- Co panienka chce wiedzieć?
- Co się stało? Jakim cudem Jaś przeżył?
- Myślę, że panicz woli powiedzieć to sam. - wyjąkał. Zauważyłam u niego lekkie trudności z językiem polskim.
- Więc gdzie go znajdę?
- Ja nie wiem. Ale Panicz mówi o Łąka.
- Łąka... - powtórzyłam cicho. No tak, to oczywiste. - Jaś śpi na łące?
- O, nie nie. To nie tak.
- Okej, mniejsza - chciałam jak najszybciej upewnić się, że to prawda. - Mam jeszcze jedno pytanie.
- Jakie?
- Czy Jaś był dzisiaj u ciebie?
- Godzinę przed panienką - wyszczerzył zęby w uśmiechu, a moja dusza zdawała się skakać z radości.
Wybiegłam ze szpitala, rzucając chłopakowi krótkie "dziękuję". Na szczęście placówka znajdowała się tylko kilka minut marszu od lasu. Ja dotarłam tam w wiele, wiele mniej. W głowie cały czas huczały mi słowa: Jaś. On żyje. Wciąż tu jest. Czeka na mnie. 
Nie do końca to do mnie docierało. Bałam się zawodu. Co, jeżeli go tam nie będzie?
Z lekkim przestrachem zwolniłam. Od Naszej Łąki dzieliło mnie kilka metrów. Widziałam już delikatny zarys głazu... I wtedy to usłyszałam:
- Czekałem na ciebie. - Moje serce zaczęło bić z prędkością światła. Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Czyli Oli nie bujał. Jaś tu był. BYŁ. TUTAJ. TERAZ! I czekał.. na mnie...
Uradowana zerwałam się do biegu. Chwilę później tuliłam się już w klatkę piersiową Jasia, mocząc jego koszulkę łzami.
- Jasiu... - łkałam. Nic więcej nie udało mi się wydusić, dlatego wciąż powtarzałam to jedno, wspaniałe słowo, brzmiące jak modlitwa. - Jasiu...
- Kochanie, już dobrze - uspokajał mnie, mocno przytulając. Przyłożył usta do czubka mojej głowy i przez chwilę trwaliśmy w takim uścisku.
-Dlaczego to zrobiłeś?
- Musiałem... - mruknął z żalem. Delikatnie mnie od siebie odsunął i zaczął intensywnie lustrować mnie wzrokiem. Zagłębiłam się w jego ciemnych oczach. Były takie delikatne, troskliwe. Przez chwilę ujrzałam w nich nawet coś na kształt łez.
- Wytłumacz mi to.
- Okej... - widocznie nie cieszył go ten pomysł, ale pociągnął mnie do głazu. Usiedliśmy na trawie, obok siebie, a on objął mnie czule ramieniem. - Chodzi o mojego ojca... too... długa historia.
- Mamy czas.
- No właśnie nie.
- Jak to?
- Ja... nie zostanę tu długo... - powiedział, a ja poczułam mocny ucisk w dołku...


Zapraszam: ASK
I komentarze niżej 8) chyba nie muszę przypominać jak wielką dają motywację <3

środa, 20 maja 2015

Rozdział 47

Rano wstałam i z przerażeniem stwierdziłam, że wokół jest pełno mojej krwi. Spojrzałam na swój nadgarstek, zauważając na nim nowe rany. Powoli dochodziły do mnie wydarzenia ostatniego wieczora. Przypomniały mi się te cudowne halucynacje. Jaś...
Podniosłam się na łokciach i ze zdziwieniem dojrzałam małą, żółtą karteczkę na szafce nocnej. Piękne, wręcz kaligraficzne pismo głosiło: Kochanie, nie rób mi tego. NIE TNIJ SIĘ KSIĘŻNICZKO.
Przerażona zastanawiałam się, kto mógł to napisać. Przecież nikogo tu nie było, prawda? Mimo to coś nie dawało mi spokoju. Znałam ten charakter pisma. Mogła je mieć tylko jedna, bliska mi osoba...
Pokiwałam głową, chcąc odgonić te myśli. To niemożliwe. Życie toczy się dalej. Z Jasiem, lub bez niego...
- Wcale tak nie myślisz. - zarzuciła mi moja podświadomość.
- Co ty możesz wiedzieć?! - udarłam się, jak się później okazało na głos.
Przestraszona zerwałam się na równe nogi i zakluczyłam drzwi. Ostatnie czego mi brakuje to wizyta Maćka w mojej własnej Sali Samobójców...
Zniecierpliwiona pognałam do łazienki po mopa. Postanowiłam umyć podłogę. Na tyle, na ile pozwalał mi gips okalający prawą rękę.
Z jękiem nalałam wody do wiadra i przytaszczyłam swoje przybory do pokoju. Zabrałam się za sprzątanie. Rany na nadgarstku piekły niemiłosiernie przy spotkaniu z ciepłą wodą. Dokładnie wypucowałam całą podłogę. Woda lekko zabarwiła się na czerwony kolor, ale miałam na to wywalone. Po skończonej pracy ściągnęłam z łóżka zakrwawione prześcieradło i pościel, po czym wrzuciłam je do pralki. Jako, że rany wciąż pękały sprawiając mi okropny ból i nową dawkę szkarłatnego płynu postanowiłam je zabandażować. Sięgnęłam po apteczkę i wygrzebałam biały bandaż, który następnie owinęłam wokół przegubu.
Gdy skończyłam była już 13:00. Zerknęłam do szafy, jako że wciąż byłam w piżamie. Włożyłam krótkie, jeansowe spodenki, biały top i bordowy sweterek. Było bardzo ciepło, ale nie mogłabym wyjść na zewnątrz ukazując światu te jakże cudowne blizny. Gdy byłam gotowa zeszłam na śniadanie. Mój brat wciąż spał, dlatego nie musiałam martwić się pytaniami o opatrunek na ręce. Sięgając do lodówki zauważyłam przypiętą tam karteczkę.
Piątek: Ważne! Wizyta u lekarza. No, tak. Mam dzisiaj kontrolę, prawdopodobnie ściągną mi gips.
Pospiesznie zjadłam owsiankę i wyszłam z domu. Miałam tylko kilka godzin. Nie uśmiechało mi się czekać w poczekalni, ale no cóż. Jak mus to mus.
Niedługo później byłam już na miejscu. Gdy wchodziłam na teren szpitala moją uwagę przyciągnął pewien brunet opuszczający budynek... Minęłam go, po czym z przerażeniem zauważyłam kim był. Obróciłam się na pięcie, szukając w tłumie tych pięknych, brązowych oczu. Jednak chłopak już zniknął.
- To nie mógł być Jaś, idiotko... - skarciłam sama siebie i udałam się do recepcji.

Godzinę później

Wizyta minęła wyjątkowo szybko. Opuściłam gabinet z prawie całkowicie sprawną ręką. Jeszcze tylko kilka rehabilitacji i będzie git.
Postanowiłam iść schodami, by móc przy okazji przemyśleć niektóre sprawy. Chłopak, którego spotkałam przed szpitalem był tak cholernie podobny do Jasia... ale to nie mógł być on. Po prostu mam paranoję.
Gdy mijałam neurologię usłyszałam donośny krzyk:
- Panienko Jul...! - Wrzeszczał ktoś z dziwnym akcentem. Odwróciłam się i zauważyłam biegnącego w moją stronę, ciemnoskórego chłopaka.
- Do mnie pan mówi? - zapytałam zdziwiona.
- Tak. - wysapał.
- Znamy się?
- Tak. Ja być psyjaciel... - odpowiedział kalecząc nasz język.
- Człowieku, pierwszy raz cię na oczy widzę.
- Ja nie panienki psyjaciel. Ja być psyjaciel panicza Jasia.
Na dźwięk tego imienia serce podskoczyło mi do gardła.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Oli. Pracuję tutaj.
- Skąd znałeś Jasia?
- Ja spotkać go w Nowy Browar.
- Stary Browar. - poprawiłam go zniecierpliwiona. Podejrzewałam, że pomagał w ratowaniu mnie. - czego ode mnie chcesz?
- Panienka się nie smucić - posłał mi szczery uśmiech, którego nie potrafiłam odwzajemnić. - Panicz być z panienka duchem.
- On odszedł, rozumiesz?
- On nie odejść...
- Odszedł stąd, na zawsze! - wykrzyczałam w jego stronę i uciekłam z łzami w oczach.
Nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Tak naprawdę chciałabym wierzyć w to, że Jaś dalej tu jest. Że śmieje się, płacze ze mną. Że to wszystko to jakiś głupi żart.
Siedziałam na ławce obok szpitala, rozmyślając nad sensem życia. Nagle poczułam zimny dotyk na ramieniu.
- Czy mogę usiąść? - zapytał Oli, czy jak mu tam.
- Przepraszam. Nie wiem, dlaczego tak postąpiłam.
- Ja rozumieć. Panienka nie wytrzymywać złość. Panienka tęsknić.
- Wiesz, jak to jest stracić najbliższe ci osoby?
- Oli wiedzieć. Ja opuścić dom i przybyć tutaj. Bez znajomi.
- To nie taka strata.
- Ale panienka nie stracić panicza.
- Jak to?
- Panicz żyć. Panicz nie umrzeć... Oli mu w tym pomóc...


Sul,sul!
Z góry przepraszam za ten rozdział. Jest lipny.
Prawda jest taka, że początkowo chciałam potrzymać was trochę w napięciu i rozwiązać tę sytuację w ciekawszy sposób, ale miałam wrażenie, że niektórzy z was uznali mnie za idiotkę piszącą opowiadanie o Jasiu bez Jasia...
Dlatego proszę bardzo...
mam nadzieję, że rozdział mimo to jakoś wam się spodoba
Zapraszam na aska: ....______.......---------******
I do komentarzy <3

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 46

Tak, to prawda. Jaś nie żyje.
Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Moje serce zdawało się ulotnić, polecieć za nim. Do nieba.
Tylko jedno trzymało mnie przy życiu: Maciek. Dosłownie. Pilnował mnie na każdym kroku. Wiedział, co zamierzam. Każde jego spojrzenie zdawało się mówić: "to głupie. Nie zrobisz tego."
I nie zrobiłam. Jeszcze.
- Wiesz, to straszne - powiedział pewnego razu, gdy siedzieliśmy na kanapie w salonie, jedząc pizze. Nie miałam siły gotować jakiegoś sensownego obiadu. - Niedawno pochowaliśmy rodziców, a teraz przyjaciela. Dlaczego?
- Tak już jest. - odburknęłam. Nie miałam siły na tę rozmowę. - Bóg zabiera osoby, które wiele dla nas znaczą i które mogły by jeszcze wiele osiągnąć.
- Nie chcę cię stracić. - powiedział. Między nami nastała niezręczna cisza. W końcu zdecydowałam się ją przerwać:
- Wiadomo już coś w sprawie ciała? - w moich oczach pojawiły się łzy. Jaś nie zasłużył na taką śmierć.
Zginął w wypadku samochodowym. Szkody były tak wielkie, że wciąż nie znaleziono ciała.Wokół walały się tylko strzępki jego ubrań, oraz w krzakach znaleziono telefon. Detektyw Rutkowski, który zajmuje się tą sprawą nie wyklucza możliwości samobójstwa. Nie wierzę w to. To musiał być jakiś cholerny wypadek!
- nie. - odpowiedział z żalem. Cierpiał równie mocno jak ja. Z tą różnicą, że on wciąż miał Łucję. Nie wiedział, co czuję ja.
Powlokłam się do pokoju. Tylko tam mogłam być sobą, przestać udawać twardą. Usiadłam na podłodze, nie miałam siły dojść do łóżka. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam cichutko łkać. Po głowie krążyły mi wspomnienia związane z Jasiem. Nasza Łąka. Jego siostra. Darek. A nawet te zasrane kebaby...
Nie chcę tak żyć... odsunęłam delikatnie rękaw koszuli. ( myśląc o Jasiu. On często je nosił...) Moje nadgarstki 'zdobiły' jasne kreski. Poczułam ukłucie w sercu. Wtedy chciałam zabić się o takie gówno. Straciłam tyle czasu z Jasiem na kłótnie...
Blizny wydawały się takie samotne...
- Chcecie nowe przyjaciółki? - zapytałam ze śmiechem. Wiem, zachowywałam się jak psychopatka. To jedyne co mi zostało.
Sięgnęłam do szafki nocnej. Doskonale wiedziałam, co tam znajdę. Na żyletce wciąż zostały ślady mojej krwi. Brakowało mi tego uczucia.
A skoro czegoś pragnę, to czemu miałabym tego nie dostać?
Z tą myślą wykonałam pierwsze, delikatne cięcie.
Nagle w mojej głowie zadudnił głos. Nie żaden głos JEGO głos.
- Nie rób tego...
Pokiwałam z dezaprobatą głową i szybko przejechałam ostrym narzędziem po skórze. I tak jeszcze kilka razy.
Za każdym razem słyszałam jego jęk. Miałam zwidy, ale to chyba jedyny sposób, żeby usłyszeć znowu jego głos.
Tak bardzo za nim tęskniłam...
Kolejne cięcie, tym razem mocniejsze. Zaczynało mi się kręcić w głowie. I wtedy GO zobaczyłam. Był taki olśniewający... włosy potargane w artystycznym nieładzie, niemal zakrywające cudne, czekoladowe oczy. Minę miał poważną, wręcz surową. Gapiłam się na niego z otwartą gębą. Był jeszcze wspanialszy niż zapamiętałam. Wydawał się być taki autentyczny...
Ale to niemożliwe. On odszedł. Na zawsze. Zacisnęłam powieki, a gdy je otworzyłam - jego już nie było. Chciałam zobaczyć go jeszcze raz. Przyłożyłam cudny przedmiot z zimnego metalu do skóry. Przebiegł mnie dreszcz podniecenia, w żyłach krążyła adrenalina. Tym razem nie musiałam robić sobie krzywdy. Wizja pojawiła się prawie od razu. Jaś. Był przestraszony.
- Odłóż to. - wycedził przez zęby. - grzeczna dziewczynka. - uśmiechnął się, gdy wykonałam rozkaz. - A teraz idź spać.
Chciałam go zadowolić. Niewiem dlaczego. Może po to, by znów ujrzeć jego cudny aparat. A może sama miałam już dość? Posłusznie powlokłam się do łóżka, za co zostałam nagrodzona kolejnym, wspaniałym uśmiechem.
Gdy zamknęłam oczy czułam w pokoju czyjąś obecność...


Witam w kolejnym rozdziale 8)
Jak widać nasza bohaterka wraca do cięcia się... =(
Niestety.
Mam nadzieję, że rozdział (jak i całe opowiadanie ;p ) Spodoba wam się <3
Zapraszam do komentowania i na aska: trolololo
Dziękuję <3 <3 <3

Rozdział 45 część 2

Perspektywa Jasia, kilka dni wcześniej

Szedłem środkiem drogi. Może dlatego, że nie było dużego ruchu, a może dlatego, że to ułatwiłoby mi zadanie. Wiedziałem gdzie zmierzam, ale chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co zamierzam uczynić.
Zanim się obejrzałem, byłem już pod budynkiem szpitala. Bez zastanowienia popchnąłem drzwi wejściowe. Teraz nie ma już odwrotu. Podszedłem do młodej recepcjonistki i zapytałem:
- Witam, wie może pani gdzie znajdę pana Oliego?
- Oczywiście - zafundowała mi swój firmowy uśmiech - pewnie kręci się gdzieś na neurologii.
- Dziękuję. - pospiesznym krokiem opuściłem recepcję. Nie pojechałem windą, wybrałem schody. Może nieświadomie, ale odwlekałem tą rozmowę. Niespiesznie wspiąłem się na trzecie piętro, a tam zastałem oczywiście Oliego.
- Witam, panicza - udarł się z drugiego końca korytarza, czym zwrócił na nas uwagę...wszystkich.
- Oli, trochę ciszej.
- Oczywiście - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - czym zasłużyłem sobie na tę wizytę?
- Mam do ciebie sprawę. Pomożesz mi?
- Jasne. O co chodzi?
- Wolałbym o tym pogadać na osobności.
- Dobra. Powiem innym. - po czym uciekł. Pokiwałem z dezaprobatą głową i stanąłem przy windzie. Murzyn dołączył do mnie po chwili. Razem poszliśmy do kawiarenki obok. Gdy już zajęliśmy miejsca Oli przerwał ciszę, która między nami zapadła:
- Panicz czuć źle. Co się dziać?
- Mam problemy. Duże problemy. Do tego mam plan. Głupi plan. I potrzebuję kogoś. Kogoś, kto mi pomoże.
- Padło na mnie - posłał mi szczery uśmiech - zrobię wszystko.
- To trudne. Lubisz ryzyko?
- Bardzo. Czy opowiadam paniczowi jak ukradłem staremu wodzowi słonia?
- Nie, ale teraz nie mam na to czasu - odburknąłem zniecierpliwiony. - Potrafisz kierować autem?
- Dopiero się uczę. Ale tak.
- Super. To nam się przyda, Wchodzisz w to?
- Oczywiście - wyszczerzył zęby w uśmiechu i uścisnął moją dłoń. Później objaśniłem mu cały plan...


No, to mamy drugą część.
Rozdział jest trochę niezrozumiały i tajemniczy, przepraszam za to...
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za uśmiercenie Jasia... 8)
Piszcie co sądzicie w komentarzach 8) ASK =) <3


Rozdział 45 część 1

Od tygodnia byłam już w domu. Niby wszystko wróciło już do normy. Prawie. Miałam rękę w gipsie, co utrudniało mi normalne funkcjonowanie. Za to miałam duże wsparcie w Maćku i Jasiu. Byli przy mnie zawsze. Prawie.
Tego jednego, pechowego dnia, coś było inaczej. Wiedziałam, że coś się czai, ale nie podejrzewałam czegoś takiego...
- Kochanie... - mruknął Jaś, opierając się na łokciu. Leżeliśmy w moim łóżku oglądając film. Od początku był bardzo zamyślony, ale wolałam nie drążyć tematu. Teraz naprawdę się przeraziłam. - Chyba muszę już iść
- Zostań.
- Nie mogę - posłał mi smutny uśmiech. - Ale mam jedno pytanie.
- Jakie?
- Co byś zrobiła, gdyby mnie zabrakło?
- Zamierzasz mnie zostawić? - oczywiście nie odrzucałam tej możliwości. Zawsze mnie zastanawiało co ktoś taki widzi w takim czymś jak ja.
- Nie - delikatnie ukazał swój aparat. - Jestem ciekawski.
- Okej... - teatralnie załamałam ręce. - No więc pewnie bym się zabiła. Nie mogłabym żyć bez ciebie.
- Nie. - nagle spoważniał. - nie rób tego.
- Co...?
- Nieważne. - przerwał mi. - Mimo wszystko pamiętaj, że  cię kocham. - pocałował mnie namiętnie, jak nigdy. Później rzucił krótkie ' dobranoc, kochanie' i wyszedł. Zmartwiona i zdziwiona całą tą sytuacją poszłam spać...

Rano... No dobra, popołudniu. Wstałam bardzo późno. Z trudem zwlokłam się z łóżka. Zdziwiła mnie cisza panująca w całym domu. Zaskoczona zeszłam na dół, gdzie znalazłam krótki liścik od mojego brata.
"Nie wychodź z domu, uważaj na siebie. Kocham cię." Czy oni wszyscy oszaleli? Nagle tacy troskliwi.
Ze śmiechem nalałam mleka do miski i wsypałam płatki. Udałam się do salonu, by tam w spokoju spożyć śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu telewizor był włączony. Nagle na ekranie pojawił się nagłówek: "TRAGICZNA ŚMIERĆ NASTOLATKA W LEGNICY". Spojrzałam na telewizor. Po chwili mój posiłek wylądował na podłodze. Z ekranu uśmiechał się do mnie...Jaś.


Sul, sul!
Ten rozdział postanowiłam podzielić na dwie części, ponieważ wyszedł bardzo krótki.
Ale umowa jest taka: 5 komentarzy --> wrzucam drugą część =)
Mam nadzieję, że nie będziecie o to źli... 8)
Dziękuję Wam za czytanie <3

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 44

Przerażony wbiegłem do sali. To, co tam zastałem zwaliło mnie z nóg.  Wokół mojej ukochanej plątali się lekarze i pielęgniarki. Maszyna obok wydawała długie "piiiiiiiip". Dobrze wiedziałem co to oznaczało.
- Julka! - wrzasnąłem, podbiegając do łóżka. Nie było to takie proste. Ktoś odciągnął mnie od niej.
- Panicz pozwoli pracować lekarzom! - wrzeszczał Oli. Zacząłem się z nim szarpać, jednak ku mojemu zdziwieniu był silniejszy. Wyprowadził mnie na korytarz.
- Nie rozumiesz! Ona tam umiera!
- Panienka nie umierać. Panienka być wolna. Panicz do niej dołączy za wiele, wiele lat.
- Może nie tak wiele. - mruknąłem odwracając się do niego tyłem. Chyba tego nie dosłyszał, bo dalej ciągnął:
- Teraz będą ją re...rea...reni...renować - wydukał. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jego trudność z wypowiedzeniem tego słowa.
- Reanimować. - poprawiłem go, wracając do sali. Tym razem udało mi się opanować. Stanąłem w kącie i przyglądałem się pracy ludzi w kitlach. Ktoś przyniósł sprzęt, który wcześniej widziałem tylko w filmach. Takie coś co razi prądem. Nie chciałem, żeby traktowali tak moją małą, ale cóż mogłem zrobić?
Nagle wszystko ustało. Maszyna znów zaczęła pikać.
- Udało się - zawołał uradowany Oli.
- Gratulacje - mruknąłem, z wielkim bananem na twarzy.
- Pacjentka zaczyna się budzić. - powiedział ktoś inny, podchodząc do nas. - Myślę, że powinien pan być przy niej.
- Dobrze. - posłusznie usiadłem na krzesełku obok łóżka szpitalnego i delikatnie chwyciłem dłoń Julki. Była bardzo zimna. - Kochanie... wracaj do nas.
Jak na zawołanie dziewczyna drgnęła. Najpierw delikatnie ruszyła palcem, później ścisnęła moją dłoń. Gdy już myślałem, że wszystko jest dobrze, otworzyła oczy...

Perspektywa Juli

- Kochanie... wracaj do nas. - doszedł mnie stłumiony głos. Przeraziłam się, gdy dotarło do mnie do kogo on należy. Kto właśnie trzyma mnie za rękę. Jest przy mnie.
Dlaczego On nie dał mi spokoju? Nie dobił mnie? Po co mnie tu trzyma? Gdzie ja właściwie jestem? W co on pogrywa?
Jedno było pewne. Nie mogłam dalej tak trwać. W końcu udało mi się otworzyć oczy.
- Zostaw mnie! - to były pierwsze słowa, jakie padły z moich ust. Włożyłam w nie tyle jadu, ile mogłam. Nienawidziłam osoby, która siedziała obok. Wiedziałam to. - Chciałeś mnie zabić. Dlaczego tego nie zrobiłeś?! Nienawidzę cię.
Dopiero po tym spojrzałam na twarz mojego towarzysza. Obraz miałam zamazany. Coś nie pasowało... gdzie te długie, blond włosy?
- Kochanie... - wyszeptał zdziwiony... Jaś.
- Przepraszam - wydukałam - myślałam, że to..
- Wiem - przerwał mi. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - chwyciłam się za głowę. Wciąż bolała.
Nagle do pokoju wszedł lekarz. Zaczęła się oczywiście rozmowa na temat mojego zdrowia itd. Dowiedziałam się, że za tydzień opuszczę szpital...



Witam w nowym rozdziale =)
Przepraszam, że taki krótki. Możliwe, że wieczorem uda mi się jeszcze coś dodać, ale nic nie obiecuję :3
zapraszam na aska =)

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 43

Klęczałem w kałuży krwi, tuląc do piersi prawie nieprzytomną Julkę. Za sobą słyszałem zamieszanie, ale niewiele mnie to obchodziło. Gdzie ta cholerna karetka?!
- Kochanie nie. Nie rób mi tego, proszę. - szeptałem między spazmami płaczu. - Nie zostawiaj mnie... proszę.
- N-n.. - próbowała coś wykrztusić. Spojrzałem na  nią z nadzieją. Z widocznym trudem otworzyła swoje piękne, niebieskie oczy. - nie płacz. Tam będę szczęśliw.. - po czym znów straciła przytomność.
- Julka! - wydarłem się jak idiota. - Nie rób tego! Wstawaj!
Nagle poczułem na ramionach silny uścisk. Ktoś zabrał ode mnie bezwładne ciało mojej Julii... Mojej. Tylko mojej. Moją radość, nadzieję. Moje życie...
Ułożyli ją na noszach, mnie zaprowadzono do karetki.
- Pojedzie pan z nami. - zerknąłem zaskoczony na lekarza.
- Nic mi nie jest.
- Tak, jasne - westchnął, ukazując mi mały kawałek szkła, który okazał się lusterkiem. Przestraszyłem się na widok swojego odbicia. Z rany na czole i brodzie obficie lała się krew, oko było mocno opuchnięte, cera bardzo blada. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo bolą mnie ręce, głowa i szczęka.
- Sukinsyn - mruknąłem, przez co spotkałem się z karcącym spojrzeniem mojego towarzysza.
- Zrobimy panu prześwietlenie głowy..
- A co z Nią? - zapytałem obawiając się odpowiedzi.
- Jest... - zawahał się - Jest źle.
Serce podskoczyło mi do gardła. Co to znaczy, że jest źle? Jak bardzo?
W tej chwili obok karetki przejechały nosze, a wokół nich pędził wianuszek lekarzy. Przedarłem się przez ich mur i opierając się o łoże wrzeszczałem:
- Nie, to nie prawda. Ona śpi.
- Panienka nie spać - powiedział ktoś kalecząc nasz język. Odwróciłem się i napotkałem ze smutnym wzrokiem czarnoskórego faceta w kitlu. - Ja nazywam się Oli. Ja pomagam tu na wymianie. - wyciągnął dłoń, którą uścisnąłem.
- Jestem Jan. Co z nią? - Przyjrzałem się mojemu rozmówcy. Miał krótko ścięte, czarne włosy i oczy równie ciemne jak skórę. Równe, śnieżnobiałe zęby idealnie kontrastowały z karnacją. Na oko miał nie więcej niż 25 lat.
- Ona straciła dużo krew - wygiął wargi w podkówkę. - Ale jest szanse. Małe.
- Dzięki - posłałem mu wymuszony uśmiech i podszedłem do karetki.
- Zgodzi się pan jechać z nami? - zapytał uprzejmie doktor, z którym rozmawiałem wcześniej.
- A mam inne wyjście?
- Nie - uśmiechnął się pocieszycielsko. - Oli, wskakuj młody, jedziemy. - zawołał, a młodzieniec w podskokach znalazł się obok. Chyba jestem na niego skazany...

***

- Pan się nie przejmować - Murzyn poklepał mnie po ramieniu. - Panienka żyć.
- Wcześniej mówiłeś coś innego.
- To być wcześniej - uśmiechnął się szeroko.
- Oli, mam prośbę. - siedzieliśmy w poczekalni. W sali obok leżała wciąż nieprzytomna Julia. Mój towarzysz ciągle próbował mnie pocieszyć. Polubiłem go.
- Ja zrobić wszystko żeby panicza pocieszyć. Prawie. Ja na pewno nie wejść do Baobabu nocą. Ja nie iść do nie woli. Oprócz tego wszystko. - zaśmiałem się cicho na tę propozycję. Dziwny chłopak.
- Nic z tych rzeczy. Opowiedz mi coś o sobie.
- Ja? - zapytał zaskoczony.
- Tak, ty.
- Ja... nigdy. Nikt nie opowiadał żebym o sobie - wymruczał, niemal wzruszony.
- Ja proszę. Opowiesz? Skąd pochodzisz?
- Dlaczego panicz pyta?
- Dla zabicia czasu - wzruszyłem ramionami, jednak z zaskoczeniem zauważyłem, jak zrywa się z miejsca.
- O, nie paniczu. Ja nie zabijać nikogo! - udarł się tak głośno, że reszta pacjentów popatrzyła na nas jak na idiotów.
- Siadaj, ośle!
- Czym jest ośle? - zrobił duże oczy, ściszając głos.
- To... zwierze. Osioł. Tutaj określamy tak osobę która się... wygłupia - wolałem mu nie wyjawiać prawdziwego znaczenia tego słowa. Obraziłby się. - a 'zabicie czasu' to tylko przenośnia.
- Aaa.. rozumiem - wiedziałem, że tak nie jest ale dałem mu spokój. - No więc, jeżeli panicz Jan chce wiedzieć, to pochodzę z starodawnego, Afrykańskiego plemienia Wa-hima. Mój ojciec był wodzem. Po jego śmierci uciekłem.
- Dlaczego?
- Nie pasowałem tam. Pragnąłem cywilizacji. Poza tym mieli mnie mianować wodzem. Nie chciałem tego.
- Rozumiem... - bardzo zaciekawiła mnie historia Oliego, dlatego wciąż prosiłem o więcej. Opowiadał mi różne ciekawe historie, np. jak uciekał przed strażami na ośle. (jak to powiedział: "na Donkeyu") Ostatecznie na rozmowie minęło nam kilka godzin. I siedzielibyśmy tak dalej, gdyby nie odgłosy zamieszania dochodzące z sali w której leżała Julia...

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 42

Obudziłem się w mocnym bólem głowy. Minęło trochę czasu zanim ogarnąłem co się właściwie stało. No, może nie do końca.
Leżałem na podłodze w pokoju Julki. Sam. Gdzie ona jest?!
Z trudem podniosłem się i rozejrzałem po pokoju. Na łóżku leżała kartka z napisem "Jeżeli ja nie mogę jej mieć, ty też.". Przeczytałem wiadomość trzy razy, zanim zrozumiałem o co chodzi. Co ten psychopata odwala?
Serce podskoczyło mi do gardła. Nie ma czasu, muszę coś zrobić. Ale co?
- Julka?! - zawołałem, po czym zdałem sobie sprawę z tego, że to nie ma sensu. - Maciek?! - spróbowałem zamiast tego.
Odpowiedziała mi cisza. Zbiegłem na dół, przeskakując co drugi stopień. Na stole w kuchni czekała na mnie kolejna wiadomość "I tak już jej nie pomożesz.". Zgniotłem kartkę w dłoni i rzuciłem jak najdalej od siebie, jakby mogła za chwilę wybuchnąć. Chwyciłem pierwsze co miałem pod ręką i uczyniłem to samo. Trafiło na krzesło. Julka nie wybaczy mi dziury w ścianie. O ile przeżyje.
A na pewno nie przeżyje, jeżeli będę tu siedzieć jak słup soli!
Powoli sięgnąłem z powrotem po zniszczoną kartkę. Tak, jak oczekiwałem na odwrocie był inny napis. " Pobaw się ze mną...". Gość oszalał. Wzburzony wybiegłem na zewnątrz. Debilowi zachciało się jakiś głupich gierek. Ale okej. Zrobię wszystko, byleby odzyskać Julię. 
Na jej wspomnienie poczułem ucisk w sercu. Gdzie teraz jest? Czy się boi? Cierpi?
Zrezygnowany usiadłem na huśtawce w ogrodzie. Było to dobrym posunięciem, bo już po chwili zauważyłem różowy kartonik przywieszony do drzewa. W podskokach podbiegłem do niego i zerwałem sznurek. Trzęsącymi rękoma rozłożyłem kartkę. "Wskazówki: Witelon lubi browary." 
Oszołomiony gapiłem się w słowa napisane sprawną ręką Aleksandra. Przecież to nie ma sensu!
Wróciłem na huśtawkę, myśląc nad niby-wskazówką ukrytą w tych słowach. 'Witelon'. Niby co to za imię?!
Choć gdzieś już je słyszałem...ale co do tego ma browar... zaraz zaraz... No tak!
Zerwałem się na równe nogi. Jestem genialny! Przecież chodzi o Stary Browar na ulicy Witelona! Dlaczego dopiero teraz na to wpadłem?
To w sumie niedaleko. Jadę tam.


Perspektywa Juli

Znowu to poczucie nicości. Nienawidzę go. Dlaczego znowu mnie to spotyka? Tym razem jest lepiej niż ostatnio.
Powoli dochodziłam do siebie. Zauważyłam, że siedzę na krześle, czułam kłucie w nadgarstkach. Byłam skrępowana grubym sznurem, ale dlaczego?
Odpowiedź przyszła szybko.
- Wstawaj, suko! - doszedł mnie obleśny głos, który rozpoznałam dopiero po chwili.  Nie miałam zamiaru go słuchać. Wolałabym nie żyć. Ale pozostało mi to tylko udawać. Zacisnęłam mocniej powieki.
- Widzę, że nie śpisz. - rozległ się przewlekły syk blisko mojego ucha. Odskoczyłam z obrzydzeniem. Na tyle, na ile pozwolił mi drewniany mebel, do którego byłam przywiązana.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam cicho. Dopiero otrząsnęłam się z omdlenia i zaczynały dochodzić do mnie różne bodźce. Głównie ból w każdej partii ciała. Po czole spływała mi ciepła ciecz. Zerknęłam w dół. Było jej pełno wokół mnie. Poczułam metaliczny zapach. Krew. Zbierało mi się na wymioty.
- Zapłaty.
- Jakiej kurwa zapłaty?!
- Za twoje nieposłuszeństwo, dziwko! - on również podniósł głos.
- Co ty pierdolisz?!
- Nieważne.
- Wypuść mnie!
- O, nie kochana. - cofnął się o krok, na co odetchnęłam z ulgą. - to miejsce opuści tylko twoja dusza. Ciało zgnije w morzu krwi.
Wyszedł z pomieszczenia śmiejąc się złowieszczo. Psychopata.
Serce podskoczyło mi do gardła. Jest źle. Bardzo źle.
Nie wiedziałam, co robić. Gdzie ja właściwie jestem?
Rozejrzałam się. Znajdowałam się w jakimś starym budynku z cegły. Okna były powybijane, wszędzie był bałagan. Budowla wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpaść.
Do moich oczu napłynęły łzy. Czy to koniec? Zginę?
Nagle ciszę przerwał ryk silnika samochodu i trzaskanie drzwi. Z nadzieją zerknęłam na przejście, w którym zniknął mój oprawca. Dochodziły stamtąd odgłosy kłótni. Rozpoznawałam tylko pojedyncze słowa. Nagle rozległ się huk i obraz się zamazał. Poczułam rwący pól w prawym ramieniu. Później wszystko znikło...

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 41

- Wróciłaaaam! - udarłam się na cały głos wchodząc do domu. W drzwiach prawie od razu pojawił się Olek. Był mega zestresowany.
- O czym rozmawiałyście?
- Angelika gadała jakieś głupstwa - powiedziałam, niby od niechcenia. - jakoś jej nie wierzę.
- A co z Jasiem? - zapytał, widocznie się rozluźniając.
- Nic. - odpowiedziałam, posyłając mu wymuszony uśmiech. - Jeszcze bardziej nienawidzę go za to, że nasłał na mnie tą wariatkę - czułam ucisk w żołądku. Nienawidzę kłamać, a tym bardziej obrażać kogoś dla mnie ważnego. A niech cię Jasiek...
Oczywiście był to jego pomysł. Miałam udawać, że nic się nie stało. Resztą miał się zająć on. Ledwo powstrzymałam się od odepchnięcia od siebie Olka, gdy wpijał się w moje usta. Obrzydzał mnie.
- Wybacz, miałam ciężki dzień. Lepiej pójdę się położyć. - mruknęłam, udając się do swojego pokoju. Chciałam się go jak najszybciej pozbyć.
Gdy byłam już w swoim łóżku wygrzebałam z torby telefon.
"Jedna nowa wiadomość od: Palant z peda.."
Zaśmiałam się z własnej głupoty. Byłam tak zła na Jasia, że zmieniłam nawet jego nazwę w kontaktach. Mam dużą wyobraźnię.
Szybko weszłam w edycję i zmieniłam tę jakże oryginalną nazwę (palant z pedalską grzywką, metalem na zębach i nogami jak żyrafa.) na zwykłe "kochanie <3 <3 <3". Wciąż się chichrając odczytałam treść sms'a.
- Jak idzie? 
- Okej, nic nie podejrzewa =) Jakie masz plany?
- Niespodzianka ;**
- Mam się bać?
- Nieee ;3 Tęskniłem za tobą <3
- Ja za tobą też <3 kocham cię <3
- Ja ciebie bardziej :*** ♥
Po tej krótkiej wymianie wiadomości położyłam się spać. Co z tego, że była dopiero 17:00. Nie mam siły na mierzenie się z codziennością.
***

Rano obudziły mnie wzburzone głosy moich współlokatorów.
- Jak długo zamierzasz ją okłamywać? - zapytał zirytowany Maciej.
- Tak długo, jak ona będzie mi wierzyć - odpowiedział kpiącym głosem Olek. Miałam ochotę uderzyć go w twarz. - Czyli bardzo długo. Je mi z ręki, kumplu.
- Chciałbyś... - mruknęłam pod nosem i cichutko podeszłam do drzwi, żeby lepiej słyszeć.
- Angelika jest w Legnicy - zmienił temat mój brat. Widocznie nie miał już siły na tą rozmowę.
- No i?
- Julka o wszystkim się dowie.
- Nie dowie - usłyszałam cichy śmiech. - Nie wierzy jej.
- Pożałujesz tego. - Kroki, trzask drzwi. Maciek zapewne wyszedł.
Z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziłam Olka, ale oczywiście nie mogłam tego okazywać. Do czasu.
- Cześć, kochanie - zawołałam, wychodząc z pokoju i rzucając mu się na szyję. 
- Hey, myszko. Jak się spało?
- Dobrze.
- Mam na dzisiaj plany. Nie będziesz zła, jeżeli zniknę?
- Na jak długo?
- Kilka...naście godzin - jęknął przeciągając sylaby. W duchu skakałam ze szczęścia, ale grałam załamaną.
- Szkoda... - zrobiłam smutną minkę - ale będę musiała to przeżyć.
- Dasz radę - pocałował mnie w polik i wyszedł, nie dając mi dojść do słowa. Na mojej twarzy pojawił się wielki banan. Od razu wystukałam numer do Jasia.
- Kochanie, mam wolną chatę - wykrzyczałam do słuchawki.
- Super, zaraz będę - powiedział, po czym się rozłączył. Postanowiłam się trochę ogarnąć i zrobić makijaż.
Po kilku minutach byłam już gotowa. Chwilę później usłyszałam skrzypienie drzwi.
- Jasiu, to ty?! - zawyłam z łazienki. 
- Nie. - podskoczyłam, gdy nie usłyszałam oczekiwanego tonu. Zamiast tego zabrzmiał wysoki głos mojego brata. Nagle pojawił się obok mnie z wybałuszonymi oczami.
- Co się gapisz murzynie, jakby ci się tipi rozwaliło.?
- Jaki Jaś?
- Jan Dąbrowski, proszę pana - postukałam go w czoło. Nagle straciłam grunt pod nogami.
- Puść mnie, debilu! - wrzeszczałam ze śmiechem. Matoł. Tak bardzo rozpierała go radość, że wziął mnie z objęcia.
- Wróciliście do siebie? Wykopiemy tego pacana za próg?
- Tak - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Kiedy?
- Niebawem - zrobiłam tajemniczą minę.
Zeszliśmy na dół, gdzie zastaliśmy rozwalonego na kanapie Janka.
- Widzę, że wciąż nie nauczyłeś się kultury - uznałam ze śmiechem.
- Dom mojej dziewczyny jest moim domem - uśmiechnął się słodko, przez co moją twarz oblał rumieniec.
- Cieszę się, że między wami wszystko już okej - wtrącił Maciek, przybijając piątkę z Jasiem.
- Okej, mistrzu, a teraz chcemy poznać twój genialny plan.
- Poczuje to, co poczuliśmy my. To jest pewne. - zatarł ręce, wstając z kanapy. Po chwili byliśmy już w mojej sypialni.
- No, nie wiem. - mruknęłam, niechętnie zajmując miejsce na łóżku. - To się nie uda.
-  Nie bądź taką pesymistką. - Maciek posłał mi kpiący uśmiech, przez co oberwał poduszką.
- Okej, nowa zasada. Tego czubka ma nie być w domu.
- I tak prędzej czy później bym go wyrzucił.
- Pf.. - Mój brat zrobił minę typu "strzelam focha" i wyszedł z domu. Wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- No, mała, teraz możemy się zabawić.
- Jasiu...
- Żartuję. - czułam jego uśmiech, gdy składał na moich ustach delikatny pocałunek. Był bez koszulki, przez co miałam dobry widok na jego wspaniałe mięśnie. Nie mogłam oderwać od nich wzroku.
- Z dnia na dzień kocham cię coraz bardziej. - wyszeptałam.
- Z dnia na dzień jestem do ciebie coraz bardziej przywiązany - odpłacił mi tym samym.
- Zamknij oczy - poprosił. Zrobiłam to. - tak wyglądałby mój świat bez ciebie.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Nareszcie wszystko jest dobrze. Wtuliłam się w jego nagi tors i oczekiwałam na nadejście Olka.
Niestety, nie było ono takie, jak planowaliśmy...

Perspektywa Jasia:

Leżeliśmy tak kilka godzin. Oglądaliśmy film, całowaliśmy się... było wspaniale. Tę cudowną chwilę musiało niestety coś przerwać. A właściwie nie coś, tylko ktoś. O ile On zasługuje na miano człowieka.
W połowie naszego drugiego filmu przerwał nam trzask drzwi.
- Wróciłem, Beybe! - Tak, to był Olek. Nie, nie był trzeźwy.
Zerwałem się z miejsca, z zamiarem przywalenia mu. Na szczęście Julka mnie powstrzymała.
- Ćśśiii... udawaj - wyszeptała i zrobiła coś, czego bym się nie spodziewał. Zrzuciła z siebie pomarańczową bluzeczkę, zostając z samym staniku. Oczy wychodziły mi z orbit.
- Janek, to nie czas na takie rzeczy! - zganiłem się w myślach u z powrotem położyłem się na łóżku. Objąłem ją ramieniem, delikatnie gładząc ją po brzuchu. Do pokoju wparował Olek. Na nasz widok stanął jak wryty.
- O-olek? - Julka odskoczyła ode mnie udając zdziwienie. - Miało cię nie być.
- Co...?
- To nie tak jak myślisz! - Zerwała się na równe nogi. Dopiero teraz zauważyłem, że pozbyła się także zbędnych spodenek. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Była świetną aktorką.
- Co ty sobie suko wyobrażasz?! - Podszedł do niej, podnosząc rękę. Na szczęście w porę zdążyłem zareagować i powstrzymałem go od uderzenia dziewczyny. Zaczęła się bójka. Już dawno wiedziałem, że Olek jest napakowany, ale zapomniałem jak bardzo. Podsumowując, nie miałem szans... Po kilku minutach straciłem przytomność. Ostatnie, co słyszałem to krzyk dziewczyny...




Dzisiaj troooszeczkę dłuższy rozdzialik =)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Chciałabym podziękować wam za ponad 20 000 wyświetleń!!!
Jesteście Wspaniali! *-* ♥
Piszcie, co powinnam zmienić, poprawić itd w komentarzach i na asku (NGU <3)
Dziękuję <3

czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 40

- Nie zgadzam się na to - Olek zagrodził mi drogę.
- O co chodzi? - zapytałam odganiając go jak uciążliwą muchę.
- Na osobności. - Angelika posłała znaczące spojrzenie Olkowi.
- Okej. - schyliłam się po buty. - Gdzie idziemy?
- O nie, nie - Mój chłopak złapał mnie za ramię. - Nigdzie z nią nie pójdziesz.
- Właśnie, że pójdę. - rzuciłam mu wyzywające spojrzenie, strzepując jego rękę.
- Nie mamy za dużo czasu - pospieszyła mnie nasza towarzyszka.
- Okej. - włożyłam buty i wybiegłam z domu, zanim Olek zdążył zareagować. Gdy byłam już na zewnątrz odwróciłam się do brunetki. Była bardzo ładna. Ładniejsza ode mnie. Nie dziwię się, że Jaś ją wybrał.
- O czym chciałaś porozmawiać? - przerwałam ciszę, która między nami zapadła.
- Przejdźmy się - zaproponowała. Tak zrobiłyśmy.
Minęło kilka minut, zanim znowu zabrała głos:
- Zacznę od tego, że nie jestem żadną... "pocieszycielką" Janka, jak zapewne pomyślałaś. - spojrzałam na nią zdziwiona. - widziałam cię pod budką z kebabem. On też.
- Ahh.. - wyrwało mi się.
- Jaś chciał nawet za tobą pobiec, wyjaśnić wszystko, ale go powstrzymaliśmy. - uśmiechnęła się delikatnie. - ale on cierpi. Dlatego tu jeste..
- Nie. - przerwałam jej stanowczo. - Jeżeli zamierzasz mi teraz wmawiać, że powinnam wrócić do Jasia, to lepiej już pójdę.
- Nie będę. - ona też spoważniała.- Po prostu powinnaś poznać prawdę.
- O kim?
- O Olku.
Stanęłam jak wryta. O co jej kurna chodzi?
- Nie jest taki, jak ci się wydaje. - zaczęła tłumaczyć. - ale do tego dopiero dojdziemy.
- W takim razie kim ty jesteś?
- Ja... - zawahała się. - Jestem... byłą dziewczyną Jasia... i Olka.
Popatrzyła na mnie zawstydzona. Nagle mnie olśniło. Jaś opowiadał mi kiedyś o swojej 'pierwszej miłości'. Okazuje się, że ona stała właśnie przede mną. Nagle poczułam do niej obrzydzenie.
- Ty... - wydukałam. - zdradziłaś Jasia... z...
Rzeczywistość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.
- Z Olkiem - dokończyła. - Ale to nie tak jak myślisz!
- A jak?
Usiadła na ławce. Po chwili zastanowienia przycupnęłam przy niej.
- Olek był taki.. romantyczny, troskliwy - zaczęła opowieść. - poznałam go przez Jasia. Przyjaźnili się. My byliśmy wtedy świetną parą. Kochałam go, naprawdę. Później pojawił się on i wszystko się zmieniło. Coraz częściej kłóciłam się z Jasiem. On wtedy mnie pocieszał, mówił, że Janek już taki jest. Początkowo nie wierzyłam, ale...
- Rozumiem - ucięłam. - Nie mogę w to uwierzyć... Olek zachowuje się tak samo..
- On taki jest - powiedziała gorzko. - teraz rozumiesz? Jaś się tego obawiał od czasu, gdy ten palant przyjechał do Legnicy. Bał się, że historia się powtórzy. I widocznie tak się stało.
- Nie. - spojrzałam na nią twardo. - Nie pozwolę na to. Boże, jaka ja byłam głupia...
- To nie twoja wina - objęła mnie w geście pocieszenia. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Dziękuję - wyszlochałam.
- Za co?
- Gdyby nie ty, dalej byłabym z tym...
- Powinnaś podziękować Jankowi - posłała mi nieśmiały uśmiech. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Dlaczego?
- Ściągnął mnie tu aż z Bydgoszczy. Wiedział, że jemu byś nie uwierzyła.
Zaparło mi dech w piersi. Naprawdę zrobił coś takiego... dla mnie?
- Co zamierzasz?
- Idę do niego - bez chwili zastanowienia wstałam i ruszyłam w stronę domu Jasia.
Po drodze lepiej poznałam Angelę. Okazuje się, że to całkiem fajna dziewczyna.
- Nie rozumiem. - zaczęłam. - Jak poznałaś Janka, skoro on mieszka w Legnicy, a ty w Bydgoszczy?
- Dawniej mieszkałam w Lubinie - zaśmiała się raptownie - nie tylko ty przechodziłaś przez przeprowadzkę.
- Skąd wiesz?
- Jaś dużo o tobie nawijał. - wywróciła oczami, na co parsknęłam śmiechem
- Kochany dekiel - westchnęłam.
Chwilę później byłyśmy już w ogrodzie Jasia. To znaczy... ja byłam. Angela chciała zrobić mu niespodziankę, dlatego kazała mi czekać w altanie. Przypomniałam sobie, z jaką pasją opowiadał mi kiedyś o niej i o swojej mamie. Gdyby wiedziała, na jak wspaniałego człowieka wyrósł jej syn...
Z rozmyślenia wyrwał mnie odgłos przegadywania:
- Co ty znowu wymyśliłaś? - Na dźwięk głosu Jasia poczułam ukłucie w sercu. Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tęskniłam.
- Chodź i nie marudź. To niespodzianka.
- Jasne - westchnął zirytowany - może jeszcze powiesz, że Julka siedzi w ogrodzie?
- Może tak, może nie. - zachichotałam pod nosem.
- Wolałbym siedzieć w pokoju i umierać.. Bo po co miałbym ży...
W tej chwili nie wytrzymałam i wybiegłam z altany. Wpadłam prosto w objęcia Janka.
- Mam zwidy - stwierdził ze śmiechem.
- To ja, kochanie - wyszeptałam przez łzy.
- Co tu robisz? - spoważniał.
- Proszę cię, wybacz mi. - zaczęłam litanie - byłam taka głupia.. powinnam była ci uwierzyć, wykopać tego chama. Ja... myślałam że jest inny... nie podejrzewałam..
- Ćśśiii - uciszył mnie palcem - już dobrze - przytulił mnie i pocałował czule w czubek głowy. Tego mi brakowało.
- Wybaczysz mi?
- Nie mam czego - słodko się uśmiechnął ukazując cudowny aparat na zęby. Wspięłam się na palce i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
- Może ja zostawię was samych - zaproponowała ze śmiechem Angelika.
- Dziękuję. - oderwałam się od Jasia i mocno ją przytuliłam.
- Nie ma za co - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Co z Olkiem? - zapytałam zaniepokojona, na co Jaś ścisnął moją dłoń w geście pocieszenia.
- Mam już co do niego plan - zrobił minę pedofila, na co wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem...

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba =)
Serdecznie zapraszam do komentowania ;3 <3 To meeeega pomaga i motywuje ☻ ♥
Ask: ☻ ♥ ☻ ♥
Dzięki za czytanie <3

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 39

- Kochanie, co jest? - zapytał Olek, wzmacniając uścisk.
- Wszystko okej - posłałam mu wymuszony uśmiech.
- Wiem, że nie. - Miał rację. Choć nie powinnam, martwiłam się o Jasia. Gdzie teraz jest? Dokąd wyjechał? Już na zawsze?
Choć u boku Olka było mi dobrze, czułam pustkę. Nie mogłam tego opisać. Coś było nie tak, a jednocześnie wszystko było idealnie.
- Po prostu się o ciebie martwię - powiedział, całując mnie w czoło. Tak samo robił Jaś...
- Nie myśl o nim - zganiłam się w myślach i wróciłam do oglądanego filmu. Trafiło na " Trzy metry nad niebem". Ostatnio oglądałam go kilka tygodni temu, z Jankiem...
No nie! Dlaczego nie mogę przestać o nim myśleć?! Przecież nic już do niego nie czuję, prawda?!
- Chodźmy gdzieś, proszę. - poprosiłam, chcąc uciec od swoich myśli.
- Nie chce mi się. - zrobiłam błagalną minkę. - No, okej. Dla mojej księżniczki wszystko.
Posłałam mu triumfalny uśmiech i pociągnęłam w stronę drzwi.
- Mam ochotę na kebaba.
- Księżniczka zamienia się w nastolatkę - mruknął, jakby nie chciał żebym to usłyszała. Jednak, miałam dobry słuch. Troszkę zabolało.
Odganiając złe myśli (już któryś raz z kolei) wyszłam na zewnątrz. Był ładny, słoneczny dzień. Idealny na spacer.
Naszym celem była budka z kebabem. Gdy dochodziliśmy, dojrzałam troję ludzi. Rozpoznałam ich, niestety.
Ucieszył mnie widok Rafała, dawno go nie widziałam. Później przeniosłam wzrok na Jasia i zamarłam. Był złączony w uścisku z wysoką szatynką, nadającą się do programu "Top Model". Najzabawniejsze było to, że to nie była ta sama dziewczyna co ostatnio.
- Olek, zmieniłam zdanie. - odwróciłam się plecami do nich. Poczułam ukłucie w sercu. Choć przecież nie powinno mnie już interesować to, z kim spotyka się Jaś. - Chodźmy gdzieś indziej.
- Dlaczego? - popatrzył na mnie zdezorientowany. Widocznie ich nie zauważył.
- Nie mam ochoty na kebaba.
- Nie ogarniam cię - wybuchnął raptownym śmiechem. - Okej, jak chcesz - dał mi buziaka w polik i odeszliśmy.


Godzinę później


Siedzieliśmy na kanapie w salonie, jedząc chipsy i oglądając jakąś głupią komedię. Maćka nie było w domu, dlatego mieliśmy święty spokój. Wtuliłam się w nagi tors Olka, a on zaczął kreślić wzory na moim ramieniu. Swoją drogą, był bardzo umięśniony.
Nagle nasz spokój przerwał dzwonek do drzwi.
- Spodziewamy się kogoś? - zapytałam zdziwiona.
- Nie. - odpowiedział. - lepiej pójdę otworzyć.
Pospiesznie założył T-shirt i wyszedł z salonu.
Usłyszałam odgłos otwierania drzwi i po chwili wzburzony głos Olka:
- Co tu robisz?!
Nie usłyszałam odpowiedzi.
- Wynoś się stąd!
Zaciekawiona wyszłam do korytarza.
- Nie będziesz z nią rozmawiać! Wyjdź!
Zdenerwowana podbiegłam do drzwi. Zastałam tam ową przyjaciółkę Jasia. Szatynka uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Cześć, jestem Angelika. Musimy porozmawiać...


OGŁOSZENIA PARAFIALNE =)
Kochani, przez najbliższe 3-4 dni nie będą pojawiały się rozdziały.
Piszcie co sądzicie o tym, w komentarzach,
Albo na asku: akuku =)
Dziękuję Wam za czytanie ;** <3

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 38

Minął tydzień. W moim życiu wiele się zmieniło. Mianowicie: rozpoczął się mój związek z Olkiem. Oczywiście były osoby, które się temu sprzeciwiały, ale nie liczyło się ich zdanie. Liczyło się moje szczęście, a tego akurat mi nie brakowało.
- Może jeszcze wprowadzisz się do jego pokoju? - zapytał pewnego razu naburmuszony Maciej. To chyba jemu najmniej podobał się ten związek. Brakowało mu tylko koszulki z napisem "Keep calm and team Jaś". - Wtedy urządzę sobie siłownię w twoim pokoju.
Zbyłam go prychnięciem i wróciłam do czytanej książki. Jego suchary były mega suche i chyba sam zdawał sobie z tego sprawę. Po prostu robił wszystko, żeby jakoś mi dogryźć. Na szczęście za bardzo się nie mieszał i nie mówił mi co mam robić. Za to go kocham.
Oczywiście pozostała sprawa ekipy. Bardzo się od nich oddaliłam i w sumie nie zdziwiłabym się, gdyby nie wiedzieli nawet o moim pobycie w Legnicy.
Na szczęście wiedzieli.
Stanęłam przed drzwiami domu Łucji i nieśmiało nacisnęłam dzwonek. Blondynka po chwili pojawiła się na progu i od razu się na mnie rzuciła.
- Jula! - wrzeszczała. - Już myślałam, że się obraziłaś czy coś!
- Nie mogłabym - posłałam jej słaby uśmiech. - po prostu ostatnio... dużo się u mnie wydarzyło.
- Szykuje się historyjka - wybuchnęła głośnym śmiechem. - wejdź.
Udałyśmy się do jej pokoju, po drodze mijając Mateusza.
- Widzę, że panna 'Dżuli" wróciła - powiedział czule mnie obejmując. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Przypomniałam sobie, kto wymyślił to przezwisko...
- A gdzie pan Dżej? - dodała Lucy ze śmiechem. No tak, oni nic nie wiedzą.
- Nie pamiętasz? A myślisz, że dlaczego Julka przyszła? W końcu ma wolne, bo jej chłopak wyjechał. - przeszły mnie ciarki. Wyjechał? Dokąd?
- Dokąd wyjechał? - wyrwało mi się.
- Jak to? - Lucy popatrzyła na mnie jak na idiotkę. - Nie  wiesz?
- To znaczy... bo... - nie chciałam tego powiedzieć, ale musiałam. Przychodziło mi to z trudem. - My... już nie jesteśmy razem.
Rodzeństwo popatrzyło po sobie, jakby szukając wsparcia.
- Julia ja... nie wiem co powiedzieć. - wyjąkała Łucja.
- Nic nie trzeba - pocieszyłam ją. - ten związek i tak nie miał sensu.
- A ja myślę inaczej. - wtrącił się Mati. - Te kobiety... - westchnął i zniknął z powrotem w swoim pokoju.
- Nie przejmuj się nim - moja przyjaciółka posłała mi pocieszycielski uśmiech i udałyśmy się do jej sypialni.
- A teraz wszystko mi opowiesz. - Tak zrobiłam. Dziewczyna słuchała mnie uważnie, delikatnie potakując.
- Julia... - podjęła, gdy skończyłam opowieść. - Nie chcę go bronić, ale... to do niego nie podobne.
- Widocznie nie znasz go tak dobrze - powiedziałam zirytowana.
- To nie tak.
- Wszyscy tak mówicie. - wstałam, a ona zrobiła to samo. - zresztą... nie chcę o tym rozmawiać. Muszę iść.
- Okej. - chwyciła mnie za ramię. - Ale proszę, uważaj na tego Olka.
- Nie mów mi co mam robić.
- Po prostu się o ciebie martwię.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Ta jasne, wszyscy się o mnie martwią. Akurat...

Perspektywa Jasia

Mówią, że z miłości robi się różne, dziwne rzeczy. Chyba jestem tego przykładem. Powinienem dać sobie spokój, zapomnieć. Tak, jak ona. Jednak nie umiem. Nie mogę bez niej żyć. Gdy nie ma jej obok czuję taką... pustkę.
I właśnie dlatego to robię... Ale właściwie co?
Jestem debilem czekającym właśnie na głupiego grubasa pod McDonald'em. Idealnie.
- No, panie Dąbrowski - powiedział Rafał, gramoląc się do auta. - Komu w drogę, temu czas.
- Taa..
- Dawaj, dawaj! - pospieszał mnie. - Kobitka nie będzie wiecznie czekać...

Sul, sul!
Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale... ;3 ;**
Mam nadzieję, że mimo to Wam się spodoba =)
ask: Zapraszam wszystkie ninje =) <3 ♥
Komentarze mile widziane =) To meeeega motywuje ;3 ☻ ♥

Rozdział 37

Ból. To wszystko. Ból. Otacza mnie, wypełnia. To jedyne co czuję. Nie powinno boleć, przecież nie żyję.
A może jednak?
Znam ten stan. Nicość. Ale skąd? Właściwie, to co się dzieje? Kim jestem?
Powoli dochodziłam do siebie. Zaczynały do mnie dochodzić bodźce z otoczenia. Prawdopodobnie leżałam na łóżku. Nie było jakoś specjalnie wygodne, ale dało się przeżyć. Słyszałam głosy, ale to nie nowość.
- Nie zostawię jej! - wrzeszczał ktoś, kogo nie umiałam zidentyfikować.
- Musisz. Daj jej w końcu spokój. Widzisz, do czego doprowadziłeś. - Drugi głos był bardzo podobny.
- To twoja wina kretynie! - Poczułam wstrząs. Ziemia się trzęsła. A może nie?
- Brawo! Zabij się jeszcze na jej łóżku - doszedł do mnie kolejny, trzeci głos. Ten był bardziej zirytowany.
Później wszystko ustało. Miałam spokój. Nie na długo. W końcu moja podświadomość domagała się uwagi.
- Nie umarłaś. Wciąż żyjesz! - krzyczała. Okej, więc sprawdźmy to. Powoli znalazłam drogę na powierzchnię. Uchyliłam delikatnie powieki i zalała mnie fala światła. Zmrużyłam oczy, a gdy zaczęły się przyzwyczajać znów je otworzyłam. Cholera. Szpital.
Zaczynałam przypominać sobie wydarzenia przed utratą świadomości. Chciałam popełnić samobójstwo. Dlaczego?
Drzwi do sali uchyliły się i stanął w nich niski, przygarbiony człowiek.
- Widzę, że panienka już się obudziła - posłał mi promienny uśmiech. - Doktor Żukowski.
- Witam - powiedziałam z trudem.
- Ma pani gości, czy mogę ich wpuścić?
- T-tak. - podejrzewałam już kto to jest.
- Julka! Co ci przyszło do głowy?! - wydarł się na wstępie Maciek.
- No dobra, już przepraszam, tato - powiedziałam zirytowana, wywracając oczami.
- To mnie powinnaś przepraszać - wtrącił Olek, wchodząc za nim do sali. - Nawet nie wiesz jak ten idiota się o ciebie martwił.
- Zamknij się - mruknął mój brat - Jak się czujesz?
- Lepiej. Dlaczego...?
- Nie przejmuj się tym - przerwał mi pospiesznie Olek, podchodząc bliżej. Złapał mnie za rękę i powiedział: - to już nie ważne.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale nie miałam siły się o to dopytywać. Zamiast tego zapytałam:
- Jak długo tu leżę?
- 3 dni - odpowiedział Maciek, siadając na rogu łóżka.
- O ja wale... - wyrwało mi się.
- Spokojnie, jeżeli wszystko dobrze pójdzie jeszcze dzisiaj weźmiemy cię do domu.

Na szczęście udało się, i wieczorem byłam już w domu. Cieszyłam się z tego, jednak cały czas coś mnie gryzło.
- Gdzie jest Jaś? Dlaczego nie przyszedł? - zapytałam w końcu.
Chłopcy popatrzyli po sobie i w końcu Olek wydusił:
- To ciężkie ale...
- Ale?
- On już nie przyjdzie.
Stałam jak wryta, serce podskoczyło mi do gardła.
- Dlaczego? - zapytałam po chwili.
- Nie jest tego wart. - kontynuował, przez co spotkał się ze spojrzeniem mojego brata, pełnym nienawiści. W co oni grają?
- O co tu kurna chodzi?!
- Julka - wtrącił się Maciek - myślę, że powinnaś się położyć. Miałaś dużo odpoczywać.
- To już zależy ode mnie!
- Okej, jak chcesz - powiedział obojętnie Olek. - Janek cię zdradzał. Taka jest prawda.
Patrzyłam na niego, oczekując że wybuchnie śmiechem i powie, że to był żart. Jednak tak się nie stało. Co chwilę podchwytywał moje spojrzenie, jakby chcąc rzucić mi wyzwanie. Obraz stawał się coraz bardziej zamazany...
- Julka...
- Zostawcie mnie! - krzyknęłam i uciekłam do swojego pokoju. Tam, przerażona, pożałowałam tego kroku. Na ziemi, obok łóżka widniała duża plama krwi. Mojej krwi. Poczułam szpitalny obiad, wracający tą samą drogą. Rzuciłam się do łazienki i zwymiotowałam. Później, nie mając siły na sprzątanie ominęłam kałużę i skoczyłam na łóżko. Cicho łkałam w poduszkę, gdy drzwi do pokoju się otworzyły.
- Wyjdź. Chcę być sama. - wydukałam, wiedząc kto to jest.
- Przepraszam. - Olek podszedł do mnie i próbując także ominąć krew, upadł na łóżko. Wybuchnęłam krótkim śmiechem.
- Ciamajda - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Przynajmniej poprawiłem ci humor.
- Dziękuję.
- Nie powinnaś się nim zamartwiać. Nie jest dla ciebie.
- A kto jest?
- Ja. - odpowiedział, powoli się do mnie przybliżając. Nie protestowałam. Bo po co?
- Olek...
- Tak, wiem, wybacz - cofnął się raptownie. - nie mogłem się powstrzymać, ale rozumiem... już nic do mnie nie czujesz.
- Nie. To nie tak - zaprotestowałam. - nie chcę już przed tym uciekać. Chcę być twoja. Na zawsze - mówiąc to zmniejszyłam odległość między nami do minimum. On odpowiedział tym samym i wpił się w moje usta. Ten pocałunek był inny niż wszystkie z Jasiem. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego, jak wielki błąd popełniłam...


Hello! Witam w kolejnym rozdziale ;3
Mam nadzieję, że Wam się spodoba =)
Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach
I na asku: Welcome =)
Dziękuję <3 <3 <3

Rozdział 36

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Oli =)
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!! <3


Nie miałam siły na rozmowę. Nie  miałam nawet siły, żeby na nich patrzeć. Ale nie mogłam tego tak zostawić.
Podbiegłam do pary i uderzyłam chłopaka w twarz.
- Nienawidzę Cię - wykrzyczałam
- Julka, to nie tak! - Zawołał, próbując złapać mnie za nadgarstki, ale byłam szybsza. Uciekłam.
Biegłam, nie zważając na nic. Ludzie patrzyli na mnie z litością, zaciekawieniem. Miałam ich gdzieś. Liczył się tylko ból. Moje serce zdawało się pękać. Dlaczego on znów to robi?
Nawet nie wiem kiedy, byłam w domu. Słyszałam kłótnie, ale jakoś to do mnie nie docierało. Zakluczyłam drzwi do swojego pokoju i rzuciłam się na... ziemię. Bo na łóżko nie trafiłam. W sumie mało mnie obchodził ból spowodowany upadkiem. Zagłuszał go ból w moim sercu. Nie chcę żyć. Ta myśl towarzyszy mi od jakiegoś czasu. Więc czemu by tego nie zakończyć? Raz na zawsze.
Z trudem wstałam. Początkowo uklękłam. Dopiero teraz zauważyłam, że ktoś dobija się do drzwi.
- Julia! Do jasnej cholery otwieraj te zasrane drzwi! - To był Maciek. Nie był sam.
- Tak niczego nie załatwisz! - krzyczał jego towarzysz, którym był... Jan.
- Olek ma rację, pogadajmy! - wtórował mu mój brat. Uff... to tylko Olek. Zapomniałam już, jak bardzo podobny jest jego głos do głosu mojego chłopaka.
- Byłego chłopaka - poprawiłam się w myślach.
- Zostawcie mnie. - próbowałam powiedzieć, tym razem na głos. Niestety wielka gula w gardle mi to utrudniła. Dałam sobie spokój.
- Wywalimy drzwi! - groził Olek.
- Róbcie co chcecie! - powiedziałam z niewielką nadzieją na to, że usłyszeli. Obraz miałam zamazany, przez łzy. Nie ma sensu tego dalej ciągnąć.
Wyjęłam spod łóżka mój plecak, a z niego wygrzebałam piórnik.
- Tu jesteś - wyszeptałam ze śmiechem wyjmując strugaczkę. Oszalałam?
Była plastikowa, dlatego rozwalenie jej nie było trudne. Po chwili w ręku miałam już cudne, błyszczące narzędzie zbrodni.
- Witaj, przyjaciółko. - nie przestając się uśmiechać przyłożyłam zimny przedmiot do skóry. Śmiech. To jedyne co mi zostało, oprócz płaczu. Wolę jednak zginąć z uśmiechem. Krótki ruch nadgarstkiem, pieczenie, krew. Ból fizyczny zagłusza ból psychiczny... ktoś, kto to powiedział miał rację. Skupiłam się na strumieniu szkarłatnego płynu, nie zważając już na krzyki dobiegające zza drzwi ani na głos rozsądku wrzeszczący: "Debilko! Zostaw to! Będziesz żałować!"
- Zobaczymy, kto będzie żałować - odpowiedziałam. Mówię sama do siebie. No cóż.
Krwi płynęło coraz mniej. Wciąż było mi mało. Kolejne cięcie. To nawet przyjemne.
Zaczynałam popadać w melancholię. Czułam się tak, jak po wypiciu kilku drinków. Moje ciało oblało ciepło. Chcę więcej.
Trzecie cięcie. A może czwarte? Nie wiem.
Sytuacja powtarzała się jeszcze kilka razy w końcu zaczynałam odpływać.
 Ostatni obraz, jaki pamiętam to Olek pochylający się nade mną. Oczy miał zaszklone.
- Co ja zrobiłem... - szeptał.
- Nie płacz. - próbowałam powiedzieć - Nie po mnie.
Później zamknęłam oczy i rozpoczęłam swoją wędrówkę do domu Ojca...


Witam w kolejnym rozdziale =)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;**
Piszcie, co o nim sądzicie w komentarzach,
Lub na asku: Zapraszam =)
I jeszcze raz: Wszystkiego najlepszego Olu! =) ;***

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 35

- Kumplu? - zdziwiona patrzyłam to na Olka, to na Jasia. Obaj patrzeli na siebie z nienawiścią.
- Nie wiedziałaś? - udał zdziwionego Olek, przenosząc wzrok na mnie.
- O czym?
- Byliśmy kiedyś 'kumplami' - wycedził przez zęby Jaś, akcentując słowo 'kumple'
- Dobrymi kumplami - dodał rozmarzonym głosem mój współlokator. - Pamiętasz, czemu to się skończyło?
- Czemu? - wyrwało mi się.
- Nie ważne - syknął Jaś i opuścił dom zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Olek po chwili namysłu również się ulotnił. Przez chwilę patrzyłam w drzwi za którymi zniknął. Przeniosłam wzrok na mojego brata, stojącego w kącie jak słup soli.
- Na mnie nie patrz, wiem tyle co ty. - wrzasnął wystraszony i uciekł. Dziwak.
Westchnęłam ciężko i powlokłam się do pokoju Olka. Zapukałam, tylko z grzeczności. Później wparowałam do środka nie czekając na pozwolenie.
- Dowiem się o co chodzi? - zapytałam ostro.
- W sensie? - odpowiedział pytaniem, niby od niechcenia.
- Jak skończyła się przyjaźń twoja i Jasia?
- Aaa o to... - wyprostował się na krześle biurowym. - Powiem tylko  jedno. Uważaj na niego.
- Dlaczego?
- On... - zawahał się. - Nie jest odpowiedni dla ciebie.
- Lepiej wiem kto jest odpowiedni dla mnie.
- Nie chodzi o to. - spojrzał w moje oczy. Zrobiłam to samo. Jego, wyrażały smutek. - On... nie umie obchodzić się z kobietami.
- Kpisz sobie.
- Nie. Traktuje dziewczynę jak przedmiot. Zabroni ci się spotykać z nikim oprócz niego. Będzie zazdrosny o każdego chłopaka, który zbliży się do ciebie na metr. Nie zapewni ci bezpieczeństwa. Niekiedy będzie traktował cię jak...dziwkę. A może już to zrobił?
Przypomniały mi się wydarzenia z Lubina, a także słowa wypowiedziane niedawno przez jego ojca. Nie zareagował. Czy naprawdę tak mnie traktuje? Tak...

"- Czy ty coś sugerujesz?
- Nie sugeruję. - powiedział poważnie. - Ja pragnę. - Zbliżył się do mnie bardzo blisko. Zaczął jeździć palcami po moim ramieniu, a w miejscach gdzie mnie dotykał czułam ogień. Zwarliśmy się w pocałunku.Był bardzo intensywny. Namiętny. Nagle poczułam jego dłonie pod bluzką.
- Nie... - odsunęłam go delikatnie od siebie - Jeszcze nie (...)
- Okej... poczekam. - spojrzał mi w oczy. - Tak długo jak dam radę. Ale obiecuję ci, mam bardzo słabą wolę. - posłał mi łobuzerski uśmiech (...)"


Czyli, że naprawdę zależało mu tylko na jednym...?
- Nie... - wyszeptałam. Policzki miałam mokre od łez, nie wiedziałam nawet skąd się wzięły.
- Proszę, nie płacz - powiedział Olek, opiekuńczym gestem sadzając mnie sobie na kolanach. Nie protestowałam. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, cicho łkając.

następnego ranka:

Obudziłam się w łóżku Olka. Początkowo się przeraziłam, ale uspokoił mnie jego widok na kanapie w salonie. Cicho weszłam do pomieszczenia, a wtedy on otworzył powieki.
- Przepraszam, obudziłam cię.
- Zostań. - powiedział zaspanym głosem. Posłusznie usiadłam w fotelu obok. - co zamierzasz?
- Nie wiem.
- On zawsze taki był. Nie jest ciebie wart.
- Nie mogę wierzyć tylko twojemu zdaniu.
- Oczywiście - podniósł się na łokciach - więc co zrobisz?
- Porozmawiam z nim o tym.
- Dzisiaj? - zapytał zdziwiony
- Tak, a co?
- Nic, nic.

Zadzwoniłam do Jasia i umówiłam się z nim koło Biedry. Najlepsze miejsce do spotkań. Dwie godziny później byłam już na miejscu... i żałowałam.
Widocznie Jaś dotarł tam wcześniej, ale nie był sam. Znowu to samo.
Jaś, zgrabna blondynka, złączeni w pocałunku... TEGO JUŻ ZA WIELE!



Sul, sul!
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba  ;3 ;**
Zapraszam na aska: Klik ^^
I do komentowania ;**
Dzięki za czytanie <3 <3 <3

środa, 6 maja 2015

Rozdział 34

Rano obudziłam się z mocnym bólem głowy w ramionach Jasia. To na pewno był on. Tylko co tutaj robił? Nie pamiętam nic z wczorajszej nocy. Film urwał mi się przy trzecim drinku...
Było mi przyjemnie. Mocniej wtuliłam się w postać, a wtedy poczułam dłoń na swoim ramieniu.
- Julka... - wyszeptał słodko Jaś... a może nie? Głos brzmiał podobnie. To on. - Julka, mi też jest miło, ale chyba lepiej jeżeli wstaniesz... - zaraz... CO? Otworzyłam oczy i rzeczywistość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. To nie był Jan. To był OLEK.
- Olek?! - wrzasnęłam przerażona, zrywając się na równe nogi. - Co się stało? Dlaczego...? Czy my...?
- Spokojnie - uśmiechał się kpiąco. - między nami nic się nie wydarzyło. Niestety - dodał ciszej.
Odetchnęłam z ulgą.
- Byłaś tak pijana, że wpakowałaś mi się do łóżka - parsknął śmiechem. - a swoją drogą wyglądasz bardzo seksownie w mojej koszulce, ale wolałbym ją odzyskać. To moja ulubiona.
Poczułam jak moja twarz oblewa się rumieńcem. Wybiegłam z pokoju jak oparzona. Było mi tak bardzo wstyd...
Gdy byłam już w swojej sypialni rzuciłam się na łóżko i zalałam łzami. Usłyszałam ciche skrzypienie drzwi.
- Julka... przepraszam - powiedział cicho Olek, siadając obok mnie - nie powinienem.
- To... Ja... Przepraszam - załkałam. - nie wiem, dlaczego to zrobiłam...
- Byłaś pijana. To nic. Dlaczego się tak przejmujesz?
- Olek... - spojrzałam prosto w jego cudne, niebieskie oczy. - Ja.. mam chłopaka.
Mój towarzysz nagle spoważniał. Wyraz troski zastąpiła kamienna maska. Co się stało?
- Okej. - powiedział głosem wypranym z wszelkich emocji. - nikt się o tym nie dowie.
- Dziękuję - odpowiedziałam, szczerze. Wolałabym, żeby Jaś nie wiedział o wydarzeniach dzisiejszego ranka. Chłopak opuścił pomieszczenie, zanim to zauważyłam. Dlaczego tak zareagował? Czy on... miał jakieś nadzieję? Czy dawał szansę... NAM?
- Zamknij się - wrzasnęła moja podświadomość. - masz chłopaka!
Tak... ale czy on jest tego wart?

***

Od mojej wpadki minął ponad tydzień. Na szczęście Olek dotrzymał obietnicy i nikomu nic nie powiedział.
Moje stosunki z Jasiem bardzo się pogorszyły. Spotykaliśmy się, fakt. Ale bardzo rzadko. Czasami mam wrażenie, że to wszystko nie ma już sensu. Oczywiście, kocham go. Ale to już nie to co kiedyś...
Jednak moje relacje z Olkiem, wręcz przeciwnie, polepszyły się. Spędzaliśmy dużo czasu razem. Wygłupialiśmy się, niekiedy kłóciliśmy, ale po chwili wszystko było znowu okej. Tak jak dawniej.
Zmieniłam co do niego zdanie. Jest świetnym chłopakiem. Choć widzę, że chciałby czegoś więcej...
- Zerwij ze swoim chłopakiem - powiedział nagle, pewnego dnia. Siedzieliśmy w ogrodzie, rzeźbiąc w maśle. Do tej pory nie powstrzymywałam śmiechu. Spoważniałam, on też.
- Dlaczego? - zapytałam oschle.
- Wiem, że wciąż coś do mnie czujesz. Widzę też, że jesteś smutna z jego powodu. Ze spotkań zawsze wracasz smutna. Dlaczego dalej trzymasz z tym osłem...?
- Janek nie jest osłem! - wybuchłam - nie nazywaj go tak. Skąd możesz wiedzieć jak się czuję?!
- Znam cię - on, w przeciwieństwie do mnie, nie tracił kontroli. - bylibyśmy wspaniałą parą, nie sądzisz?
- Nie. - ucięłam, rzucając w niego masłem. Poszłam do domu, a on po chwili do mnie dołączył.
- Nie fochaj się - zrobił minę zbitego pieska.
- Spadaj.
- Przepraszam. Zapomnij o tym, co powiedziałem.
- To ty zapomnij. Nigdy nie zerwę z Jasiem.
- Never say never - powiedział z chytrym uśmieszkiem. Parsknęłam i weszłam do swojego pokoju.
- Nie odczepisz się? - zapytałam, gdy podążył za mną. 
- Nope. - wciąż się uśmiechał.
Westchnęłam ciężko i usiadłam na łóżku.
- Chcę go poznać. - wypalił nagle.
- Co? - popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Chcę poznać twojego chłopaka. - powtórzył, poważnym tonem.
- Jesteś głupi - parsknęłam śmiechem.

Następnego dnia

- Jak ja mogłam się na to zgodzić - szeptałam z niedowierzaniem, stając w drzwiach naszego domu.
- Spokojnie, kochanie - Jaś mocniej ścisnął moją rękę.
- Co Wam da to, że się poznacie?
- Muszę mieć pewność, że nie mam powodów do zazdrości - puścił mi perskie oko.
- O mojego lokatora?
- Dokładnie - uśmiechnął się figlarnie i otworzył przede mną drzwi. Weszliśmy do środka.
- Olek, Maciek! - zawołałam domowników. Usłyszałam głośne kroki, i po chwili byli już przy nas.
- O japierkwaczę - Udarł się Olek, z wrednym uśmiechem - Janek, co ty tu robisz, kumplu?!
Z zaskoczeniem zerknęłam na twarz mojego chłopaka. Widziałam w niej ból i przerażenie.
- Znowu się spotkamy... - mrunkął z nienawiścią...



Sul, sul!
Kochani! Przepraszam, ale przez najbliższy czas rozdziały mogą pojawiać się krócej...
Mam nadzieję, że to zrozumiecie.
Wbijajcie na aska: Klik^^
Komentujcie <3 <3 <3

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 33

Spałam bardzo długo. Czułam to, choć jeszcze nie sprawdzałam godziny. Taka intuicja lenia. Odkąd stałam się samodzielna (na tyle, na ile pozwala mi Maciej...) minął już tydzień, dlatego teraz mogę spać ile chcę.
Nie chcę otwierać oczu, bo jak je otworzę, to będę musiała wstać. A jak wstanę to będę musiała spotykać ludzi. Nie lubię ludzi.
Moje przemyślanie przerwało skrzypienie drzwi. Zacisnęłam mocniej powieki. Taki nawyk z dzieciństwa.
- Widocznie śpi - powiedział mój brat dając mi do zrozumienia, że wie, że nie śpię. - trudno, przedstawię ci ją później.
I wyszedł. Gdy tylko drzwi się zamknęły zerwałam się na równe nogi. Nie był sam, a ja niestety wiedziałam kto był z nim.
Olek, nasz przyjaciel z Bydgoszczy, miał z nami zamieszkać. Kompletnie zapomniałam, że to dzisiaj!
Ogólnie nie miałam ochoty na to spotkanie, ale wolałam nie mówić o tym Maćkowi. Wolę go unikać. Był moją pierwszą miłością. Teraz jest mi za to..wstyd? To było głupie, dziecięce zauroczenie na poziomie 4 klasy. Po prostu miałam nadzieję, że więcej go nie spotkam. A tu akuku, będzie z nami mieszkał!
Niechętnie wrzuciłam na siebie za duży t-shirt mojego brata. Z uśmiechem przypomniałam sobie, tamto spotkanie w parku. Geniusz wjechał we mnie na desce. Dopiero później mnie rozpoznał.
Udałam się do łazienki i zrobiłam delikatny makijaż. Włosy związałam w koński ogon. Co, jak co ale powinnam wyglądać dobrze. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Niespiesznie zeszłam na dół.
- Cześć, chłopaki - weszłam do salonu i stanęłam jak wryta. Na kanapie rozłożył się mój brat, ale to lepiej pomińmy. Obok niego siedział ktoś wyglądem przypominający Anioła. Dobrze zbudowany, prawdopodobnie wysoki. Blond włosy opadały mu kaskadą na czoło. Skierował na mnie swoje cudowne, niebieskie oczy, a pode mną ugięły się kolana. Nie poznałabym go na ulicy. W ogóle bym go nie poznała! Bardzo się zmienił. Był taki przystojny...
- Nie myśl tak! - zganiłam się w myślach. - masz chłopaka.
Musi być ze mną naprawdę źle, jeżeli muszę sobie o tym przypominać.
- Cześć - zwrócił się do mnie cudownym głosem przypominającym... głos Jasia. 'To tylko zbieg okoliczności' uspokoiłam się. - Julka, świetnie wyglądasz - posłał mi promienny uśmiech - zmieniłaś się.
- Ty też - z trudem odwzajemniłam uśmiech. Jak długo zamierza zostać?
- Cieszę się, że mogę z wami zamieszkać.
- Tak, tak będzie super - powiedziałam chcąc go zbyć. - Sorki, ale muszę spadać. Maciek, jakby coś będę u Janka.
- Spoko loko - nawet na mnie nie zerknął.
- Cześć - Olek pomachał mi na pożegnanie.
- Nie, nie będzie super - mruknęłam pod nosem, gdy byłam już na zewnątrz. Pospiesznie udałam się do domu Janka.
- Nie zgadzam się! - usłyszałam krzyk pana Dąbrowskiego. O, nie. To chyba nie jest dobry czas na odwiedziny. Usiadłam na schodach i postanowiłam poczekać na Jasia.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia. - odpowiedział tym samym mój chłopak. O co się kłócą.
- Nie będziesz spotykał się z tą dziewuchą!
- Nie nazywaj jej tak!
- A jak?! Na pewno jest taką samą dziwką jak jej matka! - zabolało. Do moich oczu napłynęły łzy. Więc za taką mnie uważa? Za dziwkę? A co na to Jaś? Podziela jego zdania? Dlaczego nie reaguje?
Usłyszałam dźwięk kroków. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam biec. Więc tak po prostu wyjdzie? Czy to znaczy, że zgadza się z opinią swojego ojca? Drzwi otworzyły się i stanął w nich Janek. Na mój widok stanął jak wryty, ale już po chwili rzucił się w pogoń za mną.
- Julka, to nie tak! - wrzasnął, chwytając mnie za rękę. Gwałtownie obrócił mnie przodem do siebie. W jego twarzy widziałam ból.
- A jak?! - podniosłam głos. Już nie wytrzymywałam. - Uważasz tak samo, prawda? Masz mnie za sukę?!
- Nawet tak nie myśl!
- Daj mi spokój. - powiedziałam cicho wyrywając się z jego uścisku. Pospiesznie się oddaliłam. Nie gonił mnie. I dobrze.

***

"Dziewczyny! Dzisiaj, wbijamy do klubu. 
Nie ważne gdzie, ważne z kim =)
Potrzebuję odstresowania. O 19:00 u mnie ;**"

Wystukałam szybką wiadomość do Łucji, Zuzy i Majki. Bez zastanowienia wcisnęłam przycisk 'wyślij'. Zwykle nie imprezuję, ale dzisiaj jest to po prostu konieczne. Mam ochotę się zabawić, zapomnieć o bożym świecie.
Zerknęłam na zegarek. 17:10. Może pora się już szykować?
Po chwili otrzymałam odpowiedzi od dziewczyn. Wszystkie były twierdzące. Z uśmiechem na twarzy poszłam przygotować strój na dzisiejszy wieczór. Padło na krótką, różową sukienkę i oczywiście moje kochane, czarne lity.
Zrobiłam delikatne loki i mocny makijaż. Dzisiaj nie będę żałowała niczego. Gdy byłam już gotowa zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Olka.
- Wooww - powiedział, aż opadła mu szczęka. Uśmiechnęłam się pod nosem i zapytałam:
- Coś nie tak?
- Brałbym jak rdza poloneza. - wtrącił Maciek zabawnie ruszając brwiami. Dopiero teraz zauważyłam, że stał obok. Wybuchłam głośnym śmiechem. Pokazałam mu, żeby puknął się w czoło i wyszłam z pomieszczenia. Była już 18:50, dziewczyny za chwilę będą.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, rozległ się dzwonek.
- Maciuś, wychodzę - udarłam się na cały głos i poszłam otworzyć drzwi.
- No, to żeś się odwaliła - palnęła Łucja a ja zbyłam ją śmiechem. Udałyśmy się do pobliskiego klubu, na piechotę.

***

 Wróciłam do domu. Nie wiem jak, nie wiem z kim, ale wróciłam. Kręciło mi się w głowie. O, nie. Już nigdy więcej nie piję. Zmęczona zrzuciłam z siebie sukienkę i wzięłam z szafy (którą ledwo znalazłam) pierwszy lepszy t-shirt. Położyłam się na łóżku i wtuliłam w inne 36,6 stopni.



Sul, sul!
Rozdział nie sprawdzony, więc przepraszam za wszelkie błędy ;**
 zapraszam was na aska ---> klik =)
I do komentowania ;***

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 32

- Kategorycznie nie.
- Ale mamooo - zawyłam robiąc minę zbitego pieska. Siedzieliśmy w kawiarence obok dworca. Mama była wściekła, ponieważ musiała przełożyć wyjazd o kilka godzin z mojego powodu. Cudem udało jej się wymienić bilet.
- Żadnego mamo. Oszalałaś! Myślisz, że ja mam czas i pieniądze na twoje zachcianki? - Okej. Wkurzona to mało powiedziane.
- Nie rozumiesz, że nie mogę wyjechać? Z powodu twojego 'widzimisie'?  - podniosłam głos. Byłam równie wściekła, co ona. - Nie jesteś nawet moją matką.
- Prawnie jestem i mam prawo ci rozkazywać.
- Niedługo kończę osiemnastkę. - Jasiek dyskretnie, pod stolikiem ścisnął mą dłoń w geście uspokojenia. Postarałam się opanować. - Proszę, pozwól mi zostać.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? - zeszła trochę z tonu, ale wciąż brzmiała groźnie.
- Zamieszkam z Maćkiem, on jest pełnoletni. - zerknęłam na brata, szukając poparcia.
- Tak, tak - wtrącił szybko. - To dobry pomysł.
- Nie. - przerwała mu.
- Nienawidzę cię - powiedziałam cicho, wstając. Inni zrobili to samo.
- Wiesz, ja ciebie też - syknęła, a jej głos szumiał mi w głowie. Odeszła. Wtedy widziałam ją ostatni raz.

- Julka! - do mojej głowy doszedł syk Maćka. Był zmartwiony. A może poddenerwowany? Rozejrzałam się wokoło. Przemieszczałam się. Ale nie samodzielnie.
- Co się stało?
- Od godziny nic do ciebie nie dociera! Co się stało? - zapytał smutno Janek. Spojrzałam na niego. Ah, no tak. Niósł mnie na rękach.
- Ja... niewiem.
- Jedziemy do domu. - powiedział Maciek z ulgą ładując moją walizkę do bagażnika samochodu. Janek ułożył mnie na tylnym siedzeniu, a sam usiadł z przodu.
Droga minęła nam w milczeniu. Cały czas w głowie huczało mi jedno zdanie "Ja ciebie też." Więc naprawdę przez cały ten czas udawała? Tak naprawdę mnie nienawidziła, prawda? Dlaczego? Co jej zrobiłam? Dlaczego ona mnie nie rozumie? Dlaczego liczy się tylko jej zdanie? Gdzie teraz jest? Czy żałuje tego, co powiedziała? Zapomni o mnie?
- Jesteśmy. - wyjrzałam za okno. Słońce było już nisko nad horyzontem. Spędziliśmy na dworcu kilka godzin.
Poczułam dłonie na swojej talii. 
- Jasiu, mogę iść sama - zaprotestowałam.
- Wiem. - wziął mnie na ręce i dodał: - Ale to jedyny moment, kiedy mam wymówkę by być bardzo blisko ciebie. - posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Te, zakochańce! - Maciek podszedł do nas ze śmiechem - to może ja zostawię wam chatę wolną?
- Zamknij się - popatrzyłam na niego wilkiem. Wszyscy weszliśmy do domu. Janek skierował się do mojego pokoju i dopiero tam położył mnie na łóżku.
- Zostań - poprosiłam, ciągnąc go za rękę. Posłusznie ułożył się obok mnie. Oparł się na łokciu i zaczął lustrować moją twarz.
- Kocham cię - mruknął cicho.
- Wiem. - odpowiedziałam całując go namiętnie. Długo trwaliśmy w pocałunku. Usiadłam na nim okrakiem i prawie od razu poczułam jego chłodny dotyk na swojej skórze. Jeździł dłońmi po moich plecach, a ja czułam ogień w tych miejscach. Było to cudowne. Czułam wzrastające podniecenie...
I właśnie wtedy do pokoju wparował nie kto inny jak mój debilny brat.
- Ups - jęknął z niewinnym uśmieszkiem. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Popatrzyłam na niego spode łba. - To może ja nie będę wam przeszkadzał.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Mam do ciebie sprawę. Dość nietypową...
- O co chodzi?
- Boo wiesz... - język zaczął mu się plątać. ciekawe, co znowu wymyślił.
- Wysłów się - zaśmiałam się krótko.
- Chodzi o to, że myślałem, że jak wyjedziesz to... zamieszka ze mną ktoś... i...
- I...?
- Czy może wprowadzić się do nas mój kumpel? - zapytał szybko, jakby bał się mojej reakcji.
- I o to tak bałeś się zapytać? - wybuchłam głośnym śmiechem - no pewnie.
- Super - westchnął z ulgą. 
- Jaki kolega?
- Znasz go - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - chodziliśmy razem do podstawówki. Wielka trójca, pamiętasz?
- Olek... - szepnęłam zszokowana.


Sul,sul! =)
Przepraszam Was za to, że ostatnio są takie krótkie rozdziały, ale mam dużo na głowie i mało czasu na pisanie... Mam nadzieję, że to zrozumiecie =)
Ogólnie to dziękuję Wam za czytanie =) <3
Wbijajcie na aska: klik ^^
Komentujcie <3 <3 <3