poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział 20

Stałam jak wryta, niezdolna do żadnego ruchu. Para oderwała się od siebie, a chłopak spojrzał na mnie. Jego twarz promieniała. Nie mogłam na to patrzeć. Zaczęłam uciekać.Za sobą słyszałam krzyk Jasia.
- Julka, to nie tak jak myślisz! - próbował biec za mną, jednak ja byłam szybsza. Po chwili dał sobie spokój.
Zanim się obejrzałam, byłam już w domu. Nie zważając na nic pobiegłam do pokoju. Mama dalej spała, tym razem w sypialni. Zapewne zaniósł ją tam tata. To wspaniałe, jak bardzo się o nią troszczył. Chciałabym kiedyś doświadczyć takiej miłości. Prawdziwej.
- Jula, co się stało?! - do pokoju wparował wkurzony Maciej. Siedziałam w kącie, twarz chowałam w dłoniach.
- Idź stąd. - próbowałam powiedzieć, ale wyszedł z tego tylko dziwny odgłos.
- Mała, nie płacz, proszę. - płakałam? Widocznie tak. Chłopak usiadł obok i objął ramieniem. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Czy to przez Janka? - zapytał.
- T-t-tak - wydukałam. Jego mięśnie się napięły. Nie widziałam jego twarzy, ale zapewne wykrzywił ją grymas złości.
- Co zrobił?
- O-o-on był z dz-d-dziewczyną - jęknęłam, zaczynając znowu szlochać. Przed oczami miałam obraz przytulającej się pary i uśmiech Janka, gdy się od niej oderwał.
- Janek?! - zapytał zdziwiony.
- Tak.
- To niemożliwe. - Wstał i zaczął chodzić po pokoju. Oparłam się o ścianę, żeby nie upaść.
- Znam go zbyt długo - rozmyślał na głos - to nie mógł być on. Jesteś pewna że to nie był nikt inny?
- To był on. - odpowiedziałam, także wstając. - na pewno.
- On nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
- Widocznie zrobił - mruknęłam pod nosem i położyłam się do łóżka. - Wyjdź, chcę iść spać.
- Dobrze. Ale proszę, nie zamartwiaj się tym. Ja to wyjaśnię. - powiedział, całując mnie w czoło na pożegnanie. - dobranoc, księżniczko.
Rozmyślając o wydarzeniach tego wieczora, powoli zasnęłam...

Znowu ta sama łąka. Znowu ten sam sen. A może jednak inny?
Stoję na Naszej łące. Teraz wywołuje ona ukłucie w sercu. Byłam taka naiwna...
Odwracam się do mojego towarzysza. Tym razem nie jest to Janek. To Maciek. Obejmuje mnie ramieniem, jak zwykle. Nie patrzy przy tym w moją stronę. Jego oczy skierowane są na postać schowaną w cieniu drzew. Przeciwnik zbliża się do nas. To jest Jaś. Serce podskakuje mi do gardła. W ręku Maćka zauważam broń. Tym razem się nie boję, nie jest mi żal. Dokładnie celuje. Janek patrzy na mnie z żalem w oczach. Odwracam wzrok. Huk. Gdy znów spoglądam na 'ukochanego' tonie w kałuży krwi. Czuję zimny dotyk metalu w dłoni. Spoglądam w dół. W ręce ściskam narzędzie zbrodni.
- To ty go zabiłaś. - mruczy cicho Maciek, przysuwając mnie do siebie. - teraz mamy spokój.
- Nnie! - Odpycham go od siebie i uciekam.
- Wstawaj - wrzeszczy za mną. - Julka do jasnej cholery!


Zrywam się na równe nogi. No, może nie do końca. Rozglądam się dookoła. To tylko sen...
- Wszystko okej? - Maciek nachyla się nade mną przerażony.
- Miałam zły sen... - wysapałam. Byłam mokra od potu.
- Śnił ci się Jasiek. - powiedział gorzko. - krzyczałaś
- Tak. Śniło mi się, że go zabiłeś - próbowałam się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego okropny grymas.
- Myślę, że zaczyna ci już odbijać. - cofnął się o krok. - idę zrobić śniadanie, a ty się ubierz.
Mój brat opuścił pomieszczenie a ja posłusznie zwlokłam się z łóżka. Stanęłam przed szafą. Nie miałam ochoty żyć, a co dopiero się stroić. Założyłam pierwsze lepsze szorty i T-shirt. Zeszłam na dół, skąd dochodził już zapach spalenizny.
- Coś ty wymyślił?!
- Chciałem tylko zrobić tosty... coś nie pykło - skrzywił się wyciągając czarne coś z tostera.
- Sama sobie poradzę - odpowiedziałam wyjmując mleko i płatki musli. - chyba pójdę się przejść.
- Dobrze ci to zrobi.
Po śniadaniu porwałam z pokoju słuchawki i wyszłam z domu. Pogoda była cudowna, dochodziło południe. Postanowiłam być twarda i ostatni raz udać się na Naszą Łąkę.
- Może go tam spotkam... - mruczała moja podświadomość.
- Oh, zamknij się! - warknęłam, tym razem na głos. Gadam sama ze sobą, czy coś ze mną jest nie tak?
Niespiesznie dotarłam na miejsce, jednak gdy już się tam znalazłam stanęłam jak wryta.
Na środku łąki rozsypane były płatki róż. Układały się w śliczne serce. W jego środku stało sześć kamieni, a do nich przymocowane sześć balonów z helem. Na każdym było jedno słowo. Łącznie składały się w jedno zdanie, które wywołało uśmiech na mojej twarzy:
To  była  moja  siostra  głuptasie  ♥

Upadłam na kolana i zalałam się łzami. Były to oczywiście łzy szczęścia. Jaka ja byłam głupia, przecież to było oczywiste!
- Wiedziałem, że cię tu spotkam - powiedział ze śmiechem Jaś, wychodząc zza ściany lasu. W ręce trzymał bukiet kwiatów. Od razu rzuciłam mu się w ramiona.
- Janek... przepraszam... byłam taka głupia - mruczałam między szlochami.
- Kochanie, przecież to nie twoja wina - czule pocałował mnie w czubek głowy
- Tak bardzo się napracowałeś.. Kocham cię. - Tylko na to było mnie stać. Byłam na siebie zła, że od razu osądziłam go o coś takiego. Teraz wiedziałam, że on nigdy nie zrobiłby mi takiego świństwa. 
- Okej - odpowiedział zadziornie, składając na moich ustach namiętny pocałunek, który mógłby trwać wieczność...




Hejoł! =)
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba ;3
Zapraszam na moje opowiadanie o kiślu =)
I na aska: Klik ^^
Dzięki za czytanie! <3

6 komentarzy:

  1. meeegaaa!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział.
    Ja już się bałam co ten Jasiok odwalił a to jego siostra była. Tak mi ulżyło.
    Jestem bardzo ciekawa jak się ta sytuacja dalej potoczy.

    Pozdrawiam mordko i zapraszam do mnie na nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze spoko i czekam na nexta :) ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Szybko przeczytałam i nie mogłam uwierzyć, że to koniec rozdziału! Super blog!

    Zapraszam do mnie:
    www.fictionjd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Szybko nadrabiam i czekam na następny rozdział :)
    Buziaki i zapraszam
    taka-sama.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń