- Jaja se robisz. - no okej, może nie do końca.
- Nie mogłabym. - załkałam. Dlaczego to wszystko jest takie ciężkie?
- Jaa wale... - opadł ciężko na trawie, obok głazu. Z trudem przycupnęłam obok i nieśmiało chwyciłam jego dłoń. Odwzajemnił uścisk.
- Dlaczego?
- Mama... - próbowałam coś powiedzieć, ale wyszedł z tego szloch.
- To już wiem.
- Bo... - otarłam łzy. Bądź silna! Przełknęłam ślinę i powiedziałam trochę głośniej - wszyscy dowiedzieli się o tym, co zrobiła. Inne baby ją gnębią. Chce od tego uciec. Nienawidzę jej za to...
- Mimo wszystko to twoja rodzicielka. - położył dłoń na moim policzku, ale po chwili cofnął ją z żalem. - Ale to przecież nie znaczy, że musimy się rozstać.
- Nie. - odparłam stanowczo. - Nie chcę cię ograniczać. Zaczniesz nowe życie, zapo... - w tej chwili załamał mi się głos. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Znowu... po prostu nad tym nie panuję.
- Nie. - teraz to on zaprotestował. - Nie - powtórzył głośniej. - Nie, kurwa, nie.
- Nie przeklinaj - spojrzałam na niego wilkiem
- Nigdy nie zapomnę. Nie mogę... nie chcę. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co do ciebie czuję.
- Wiem...
- Spokojnie, coś wymyślimy. - powiedział to tak twardo, że prawie zaczynałam w to wierzyć. Oczywiście było to niemożliwe... klamka zapadła. Za miesiąc już mnie tu nie będzie.
3 tygodnie później
Czas płynie cholernie szybko. Do wyjazdu został już tylko trzy dni. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, przecież dopiero co przez to przechodziłam. To już przesada.
Niedawno zdjęli mi gips. Złamanie nie było skomplikowane, więc szybko wróciłam do formy.
Jeżeli chodzi o Jasia: spędzamy razem każdą wolną chwilę, choć widzę, że jest mu z tym ciężko. Obiecał mi, że zostaniemy przyjaciółmi. Nie wierzę. Takie rzeczy to tylko w bajkach. A miało być tak pięknie...
- A co z tobą? - zapytałam niepewnie, wchodząc do pokoju mojego brata. Sprzątał akurat swój pokój. Sprzątał! On, Maciej Rembol Rembowiecki SPRZĄTAŁ! Czujecie to?! Bo ja nie.
- W jakim sensie?
- Jedziesz z nami?
- Nie. - odwrócił wzrok. - Julka... przecież wiesz, że nie mógłby...
- Okej. - przerwałam mu i udałam się do swojej sypialni. Do oczu pchały mi się łzy, czułam ucisk w żołądku.
- Nie płacz, tylko nie płacz... - powtarzałam cicho. Walnęłam się na łóżko i dałam upływ emocjom. Wstrząsały mną spazmatyczne szlochy. Całe starania na nic.
Znowu? Znowu mam stracić wszystko, co i tak z trudem odbudowałam? Miałam brata, przyjaciół, chłopaka... teraz znowu nie ma nic. Straciłam wszystko, nawet Maćka.
- Kochanie? - do pokoju weszła mama. - co się stało?
- Wyjdź. - nie spojrzałam na nią. Nie miałam na to siły. - nienawidzę cię.
Nic nie odpowiedziała. Dopiero po chwili usłyszałam kroki. Wyszła.
- W jakim sensie?
- Jedziesz z nami?
- Nie. - odwrócił wzrok. - Julka... przecież wiesz, że nie mógłby...
- Okej. - przerwałam mu i udałam się do swojej sypialni. Do oczu pchały mi się łzy, czułam ucisk w żołądku.
- Nie płacz, tylko nie płacz... - powtarzałam cicho. Walnęłam się na łóżko i dałam upływ emocjom. Wstrząsały mną spazmatyczne szlochy. Całe starania na nic.
Znowu? Znowu mam stracić wszystko, co i tak z trudem odbudowałam? Miałam brata, przyjaciół, chłopaka... teraz znowu nie ma nic. Straciłam wszystko, nawet Maćka.
- Kochanie? - do pokoju weszła mama. - co się stało?
- Wyjdź. - nie spojrzałam na nią. Nie miałam na to siły. - nienawidzę cię.
Nic nie odpowiedziała. Dopiero po chwili usłyszałam kroki. Wyszła.
Leżałam tak jeszcze przez chwilę. Obudził mnie dźwięk telefonu. Zasnęłam.
- Halo? - powiedziałam słabym głosem.
- Misiu? - To był Jaś. Uważa, że skoro wyjeżdżam powinniśmy spędzać razem jeszcze więcej czasu. Ja myślę inaczej, powinniśmy trzymać dystans, tak będzie łatwiej.
- Coś się stało?
- Nie po prostu chciałem usłyszeć twój głos - usłyszałam jego śmiech w słuchawce. - spotkamy się?
- Jasne. - odpowiedziałam nie ukazując optymizmu.
Janek przyszedł po mnie 15 minut później. Poszliśmy na lody i na Łąkę.
- O której wyjeżdżacie?
- O 10:00 mamy pociąg.
- Gdzie?
- Do Warszawy. Mama chce wmieszać się w tłum, a tam będzie to łatwiejsze.
- Okej... - przez chwilę rozmyślał nad moimi słowami:
- To dobrze. Będziemy mogli się odwiedzać - posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Jako przyjaciele.
- Co...? - popatrzył na mnie smutno. - nie dajesz nam szans, tak? Chcesz to zakończyć.
- Janek... To nie tak... Po prostu... To nie ma sensu, zrozum. Masz szansę na lepsze życie u boku kogoś wiele lepszego ode mnie.
- Ale ja nie chcę nikogo innego. Chcę ciebie, nie rozumiesz?
- Nie. Po prostu o mnie zapomnisz.
- Nie! - nagle wstał. W jego oczach widziałam nienawiść. Zaskoczona zrobiłam to samo. - Nie! To nie tak! Po prostu chcesz się uwolnić! Znudziłem ci się, a to jest dobry moment, żeby odejść, bez konsekwencji!
- Przecież wiesz, co do ciebie czuję...
- Nie! - wrzasnął znowu. Po chwili dodał ciszej. - Nie mam do ciebie żalu. Pamiętaj, zawsze będę cię kochał. - i odszedł nie dając mi szansy na wytłumaczenie. Stałam jak wryta. Po moich policzkach słony płynął płyn, który po chwili zmieszał się z inną mazią. Deszcz. Nie zważając na to usiadłam na ziemi i osłoniłam się ramionami. Nie miałam siły na powrót do domu. Powoli odpływałam...
Obudziłam się, o dziwo, na swoim łóżku. Nade mną pochylał się Maciek.
- Szukaliśmy cię. - powiedział smutno.
- Przepraszam.
- To nie twoja wina. Nie przejmuj się Jankiem...
- Skąd...
- Powiedział mi. - uciął. - Lepiej prześpij się jeszcze. Musisz się spakować, jutro wyjazd.
Oczywiście byłam już spakowana. Prawie. Nienawidzę życia. Nie chcę żyć. Nie bez niego.
Przed wyjazdem na dworzec udałam się jeszcze do Łucji. Byli tam też wszyscy z ekipy. Noo, prawie. Jak można było się spodziewać, nie było pana 'J'
- Będziemy za tobą tęsknić - powiedział Mati, przytulając mnie czule. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie. To był pierwszy tydzień wakacji, przyszła do mnie Lucy. Poszłyśmy do parku spotkać się z resztą ekipy... gdybym wtedy wiedziała jak to wszystko się potoczy...
- Ja za wami też - odpowiedziałam. Tak naprawdę kocham tą bandę idiotów. Nie chcę ich opuszczać.
Całe spotkanie było bardzo... mokre. Ja i dziewczyny dużo płakałyśmy, przyznaję. Nawet Stachu miał zaszklone oczy. Co się dzieje z tymi ludźmi...
Niedługo po tym udaliśmy się na dworzec. Ostatni raz zerknęłam na mój pokój. Przywołałam wszystkie wspomnienia z nim związane... wszystkie chwile... spędzone z Jasiem. Nie, nie mogę o tym myśleć.
Pospiesznie opuściłam dom i wsiadłam do auta przyjaciółki mamy. Miała nas odwieźć.
- Mamy jeszcze dużo czasu do odjazdu. - powiedziała mama. Tylko ona była zadowolona z przeprowadzki. Maciek delikatnie ścisnął moją dłoń, w geście pocieszenia.
- Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży. - szepnął mi do ucha.
- Nie. - odpowiedziałam tym samym. - nic już nie będzie takie same.
przez chwilę myślał nad odpowiedzią, a w końcu powiedział:
- Wiesz, jak już skończysz 18 lat możesz zamieszkać ze mną - posłał mi łobuzerski uśmiech. Oczywiście, wygłupiał się, ale mi te słowa dały do myślenia...
Reszta drogi minęła w ciszy. Na dworcu byliśmy o 9:30. Odbiliśmy bilety i załatwiliśmy inne sprawy. 15 minut później przyjechał nasz pociąg. Z moich oczu popłynęły łzy. Czy to naprawdę koniec?
Maciek i mama zapakowali bagaże do jednego z przedziałów, a ja zostałam na zewnątrz. Mój brat podszedł do mnie.
- Mała, nie płacz. - Przytulił mnie mocno - to jeszcze nie koniec. Przecież będziemy się widywać, bardzo często. Możesz przyjechać kiedy tylko chcesz.
- Nie...
- Będę za tobą tęsknił. - pocałował mnie w polik. Trwaliśmy w uścisku jeszcze jakiś czas. Usłyszałam gwizdek.
- No, to chyba muszę się zbierać... - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Miłej podróży. - odpowiedział, odwzajemniając uśmiech. Podeszłam do maszyny. Mama była już w środku. Stanęłam na pierwszym schodku i jeszcze raz przejechałam wzrokiem cały peron. Było mnóstwo ludzi, jednak moją uwagę przykuł chłopak w jeansowej koszuli. Uśmiechał się delikatnie, ukazując cudowny aparat na zęby...
- Halo? - powiedziałam słabym głosem.
- Misiu? - To był Jaś. Uważa, że skoro wyjeżdżam powinniśmy spędzać razem jeszcze więcej czasu. Ja myślę inaczej, powinniśmy trzymać dystans, tak będzie łatwiej.
- Coś się stało?
- Nie po prostu chciałem usłyszeć twój głos - usłyszałam jego śmiech w słuchawce. - spotkamy się?
- Jasne. - odpowiedziałam nie ukazując optymizmu.
Janek przyszedł po mnie 15 minut później. Poszliśmy na lody i na Łąkę.
- O której wyjeżdżacie?
- O 10:00 mamy pociąg.
- Gdzie?
- Do Warszawy. Mama chce wmieszać się w tłum, a tam będzie to łatwiejsze.
- Okej... - przez chwilę rozmyślał nad moimi słowami:
- To dobrze. Będziemy mogli się odwiedzać - posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Jako przyjaciele.
- Co...? - popatrzył na mnie smutno. - nie dajesz nam szans, tak? Chcesz to zakończyć.
- Janek... To nie tak... Po prostu... To nie ma sensu, zrozum. Masz szansę na lepsze życie u boku kogoś wiele lepszego ode mnie.
- Ale ja nie chcę nikogo innego. Chcę ciebie, nie rozumiesz?
- Nie. Po prostu o mnie zapomnisz.
- Nie! - nagle wstał. W jego oczach widziałam nienawiść. Zaskoczona zrobiłam to samo. - Nie! To nie tak! Po prostu chcesz się uwolnić! Znudziłem ci się, a to jest dobry moment, żeby odejść, bez konsekwencji!
- Przecież wiesz, co do ciebie czuję...
- Nie! - wrzasnął znowu. Po chwili dodał ciszej. - Nie mam do ciebie żalu. Pamiętaj, zawsze będę cię kochał. - i odszedł nie dając mi szansy na wytłumaczenie. Stałam jak wryta. Po moich policzkach słony płynął płyn, który po chwili zmieszał się z inną mazią. Deszcz. Nie zważając na to usiadłam na ziemi i osłoniłam się ramionami. Nie miałam siły na powrót do domu. Powoli odpływałam...
Obudziłam się, o dziwo, na swoim łóżku. Nade mną pochylał się Maciek.
- Szukaliśmy cię. - powiedział smutno.
- Przepraszam.
- To nie twoja wina. Nie przejmuj się Jankiem...
- Skąd...
- Powiedział mi. - uciął. - Lepiej prześpij się jeszcze. Musisz się spakować, jutro wyjazd.
Oczywiście byłam już spakowana. Prawie. Nienawidzę życia. Nie chcę żyć. Nie bez niego.
***
Przed wyjazdem na dworzec udałam się jeszcze do Łucji. Byli tam też wszyscy z ekipy. Noo, prawie. Jak można było się spodziewać, nie było pana 'J'
- Będziemy za tobą tęsknić - powiedział Mati, przytulając mnie czule. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie. To był pierwszy tydzień wakacji, przyszła do mnie Lucy. Poszłyśmy do parku spotkać się z resztą ekipy... gdybym wtedy wiedziała jak to wszystko się potoczy...
- Ja za wami też - odpowiedziałam. Tak naprawdę kocham tą bandę idiotów. Nie chcę ich opuszczać.
Całe spotkanie było bardzo... mokre. Ja i dziewczyny dużo płakałyśmy, przyznaję. Nawet Stachu miał zaszklone oczy. Co się dzieje z tymi ludźmi...
Niedługo po tym udaliśmy się na dworzec. Ostatni raz zerknęłam na mój pokój. Przywołałam wszystkie wspomnienia z nim związane... wszystkie chwile... spędzone z Jasiem. Nie, nie mogę o tym myśleć.
Pospiesznie opuściłam dom i wsiadłam do auta przyjaciółki mamy. Miała nas odwieźć.
- Mamy jeszcze dużo czasu do odjazdu. - powiedziała mama. Tylko ona była zadowolona z przeprowadzki. Maciek delikatnie ścisnął moją dłoń, w geście pocieszenia.
- Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży. - szepnął mi do ucha.
- Nie. - odpowiedziałam tym samym. - nic już nie będzie takie same.
przez chwilę myślał nad odpowiedzią, a w końcu powiedział:
- Wiesz, jak już skończysz 18 lat możesz zamieszkać ze mną - posłał mi łobuzerski uśmiech. Oczywiście, wygłupiał się, ale mi te słowa dały do myślenia...
Reszta drogi minęła w ciszy. Na dworcu byliśmy o 9:30. Odbiliśmy bilety i załatwiliśmy inne sprawy. 15 minut później przyjechał nasz pociąg. Z moich oczu popłynęły łzy. Czy to naprawdę koniec?
Maciek i mama zapakowali bagaże do jednego z przedziałów, a ja zostałam na zewnątrz. Mój brat podszedł do mnie.
- Mała, nie płacz. - Przytulił mnie mocno - to jeszcze nie koniec. Przecież będziemy się widywać, bardzo często. Możesz przyjechać kiedy tylko chcesz.
- Nie...
- Będę za tobą tęsknił. - pocałował mnie w polik. Trwaliśmy w uścisku jeszcze jakiś czas. Usłyszałam gwizdek.
- No, to chyba muszę się zbierać... - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Miłej podróży. - odpowiedział, odwzajemniając uśmiech. Podeszłam do maszyny. Mama była już w środku. Stanęłam na pierwszym schodku i jeszcze raz przejechałam wzrokiem cały peron. Było mnóstwo ludzi, jednak moją uwagę przykuł chłopak w jeansowej koszuli. Uśmiechał się delikatnie, ukazując cudowny aparat na zęby...
Sul, sul! <3
Witam w kolejnym, już 30 rozdziale <3
Nie wierzę, tak szybko to leci.. a jeszcze niedawno pisałam prolog <3
Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali cały ten czas <3
Jak zwykle; zapraszam na aska: parampampampam
I do komentowania =)
♥ ♥ ♥
Witam w kolejnym, już 30 rozdziale <3
Nie wierzę, tak szybko to leci.. a jeszcze niedawno pisałam prolog <3
Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali cały ten czas <3
Jak zwykle; zapraszam na aska: parampampampam
I do komentowania =)
♥ ♥ ♥
Świetny rozdZiał. Weenyyyy!
OdpowiedzUsuńZapraszam
http://przez-muzyke-do-serca.blogspot.com/?m=1
Mam dziś zły dzień i powiem Ci, że jak to czytałam to się popłakałam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pomimo wszelkich przeciwności losu oni będą razem.
Tak ogólnie to super rozdział =)
Pozdrawiam mordko <3
Jeju wspaniały rozdział :) poplakalam się :(
OdpowiedzUsuńJeju wspaniały rozdział :) poplakalam się :(
OdpowiedzUsuńJeju wspaniały rozdział :) poplakalam się :(
OdpowiedzUsuńJasiek...
OdpowiedzUsuńJezu plakalam normalnie <3 czekam na nn!
OdpowiedzUsuńNiech coś się temu pociągowi stanie, cokolwiek, tylko niech ona będzie z tą tępą pałą xD
OdpowiedzUsuń