niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 43

Klęczałem w kałuży krwi, tuląc do piersi prawie nieprzytomną Julkę. Za sobą słyszałem zamieszanie, ale niewiele mnie to obchodziło. Gdzie ta cholerna karetka?!
- Kochanie nie. Nie rób mi tego, proszę. - szeptałem między spazmami płaczu. - Nie zostawiaj mnie... proszę.
- N-n.. - próbowała coś wykrztusić. Spojrzałem na  nią z nadzieją. Z widocznym trudem otworzyła swoje piękne, niebieskie oczy. - nie płacz. Tam będę szczęśliw.. - po czym znów straciła przytomność.
- Julka! - wydarłem się jak idiota. - Nie rób tego! Wstawaj!
Nagle poczułem na ramionach silny uścisk. Ktoś zabrał ode mnie bezwładne ciało mojej Julii... Mojej. Tylko mojej. Moją radość, nadzieję. Moje życie...
Ułożyli ją na noszach, mnie zaprowadzono do karetki.
- Pojedzie pan z nami. - zerknąłem zaskoczony na lekarza.
- Nic mi nie jest.
- Tak, jasne - westchnął, ukazując mi mały kawałek szkła, który okazał się lusterkiem. Przestraszyłem się na widok swojego odbicia. Z rany na czole i brodzie obficie lała się krew, oko było mocno opuchnięte, cera bardzo blada. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo bolą mnie ręce, głowa i szczęka.
- Sukinsyn - mruknąłem, przez co spotkałem się z karcącym spojrzeniem mojego towarzysza.
- Zrobimy panu prześwietlenie głowy..
- A co z Nią? - zapytałem obawiając się odpowiedzi.
- Jest... - zawahał się - Jest źle.
Serce podskoczyło mi do gardła. Co to znaczy, że jest źle? Jak bardzo?
W tej chwili obok karetki przejechały nosze, a wokół nich pędził wianuszek lekarzy. Przedarłem się przez ich mur i opierając się o łoże wrzeszczałem:
- Nie, to nie prawda. Ona śpi.
- Panienka nie spać - powiedział ktoś kalecząc nasz język. Odwróciłem się i napotkałem ze smutnym wzrokiem czarnoskórego faceta w kitlu. - Ja nazywam się Oli. Ja pomagam tu na wymianie. - wyciągnął dłoń, którą uścisnąłem.
- Jestem Jan. Co z nią? - Przyjrzałem się mojemu rozmówcy. Miał krótko ścięte, czarne włosy i oczy równie ciemne jak skórę. Równe, śnieżnobiałe zęby idealnie kontrastowały z karnacją. Na oko miał nie więcej niż 25 lat.
- Ona straciła dużo krew - wygiął wargi w podkówkę. - Ale jest szanse. Małe.
- Dzięki - posłałem mu wymuszony uśmiech i podszedłem do karetki.
- Zgodzi się pan jechać z nami? - zapytał uprzejmie doktor, z którym rozmawiałem wcześniej.
- A mam inne wyjście?
- Nie - uśmiechnął się pocieszycielsko. - Oli, wskakuj młody, jedziemy. - zawołał, a młodzieniec w podskokach znalazł się obok. Chyba jestem na niego skazany...

***

- Pan się nie przejmować - Murzyn poklepał mnie po ramieniu. - Panienka żyć.
- Wcześniej mówiłeś coś innego.
- To być wcześniej - uśmiechnął się szeroko.
- Oli, mam prośbę. - siedzieliśmy w poczekalni. W sali obok leżała wciąż nieprzytomna Julia. Mój towarzysz ciągle próbował mnie pocieszyć. Polubiłem go.
- Ja zrobić wszystko żeby panicza pocieszyć. Prawie. Ja na pewno nie wejść do Baobabu nocą. Ja nie iść do nie woli. Oprócz tego wszystko. - zaśmiałem się cicho na tę propozycję. Dziwny chłopak.
- Nic z tych rzeczy. Opowiedz mi coś o sobie.
- Ja? - zapytał zaskoczony.
- Tak, ty.
- Ja... nigdy. Nikt nie opowiadał żebym o sobie - wymruczał, niemal wzruszony.
- Ja proszę. Opowiesz? Skąd pochodzisz?
- Dlaczego panicz pyta?
- Dla zabicia czasu - wzruszyłem ramionami, jednak z zaskoczeniem zauważyłem, jak zrywa się z miejsca.
- O, nie paniczu. Ja nie zabijać nikogo! - udarł się tak głośno, że reszta pacjentów popatrzyła na nas jak na idiotów.
- Siadaj, ośle!
- Czym jest ośle? - zrobił duże oczy, ściszając głos.
- To... zwierze. Osioł. Tutaj określamy tak osobę która się... wygłupia - wolałem mu nie wyjawiać prawdziwego znaczenia tego słowa. Obraziłby się. - a 'zabicie czasu' to tylko przenośnia.
- Aaa.. rozumiem - wiedziałem, że tak nie jest ale dałem mu spokój. - No więc, jeżeli panicz Jan chce wiedzieć, to pochodzę z starodawnego, Afrykańskiego plemienia Wa-hima. Mój ojciec był wodzem. Po jego śmierci uciekłem.
- Dlaczego?
- Nie pasowałem tam. Pragnąłem cywilizacji. Poza tym mieli mnie mianować wodzem. Nie chciałem tego.
- Rozumiem... - bardzo zaciekawiła mnie historia Oliego, dlatego wciąż prosiłem o więcej. Opowiadał mi różne ciekawe historie, np. jak uciekał przed strażami na ośle. (jak to powiedział: "na Donkeyu") Ostatecznie na rozmowie minęło nam kilka godzin. I siedzielibyśmy tak dalej, gdyby nie odgłosy zamieszania dochodzące z sali w której leżała Julia...

8 komentarzy:

  1. Super rozdział. Polubiłam tego Oliego *-* niech ona przezyje plose:') czekam na nexta ^=^

    OdpowiedzUsuń
  2. O jaaaa :D niech jula przezyje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko mi Oli przypomina Kali'ego z "w pustyni i w puszczy"? XDD
    Supi rozdział :D Jestem ciekawa co będzie dalej z Julką. Oby przeżyła, bo jak nie to Cię znajdziemy i wyłupiemy oczy łyżką :")
    Czekam na kolejny i pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku od dzisiaj unikam ludzi z łyżkami. ;3
      Nie dziwię ci się ponieważ ; mała ciekawostka: Oli pochodzi z tego samego plemienia co Kali (Wa-hima) dlatego mogą miec podobne zwyczaje i w podobny sposób 'kaleczyć' nasz język :)
      Posdrawiam ;**

      Usuń
  4. Omg! Świetny! Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  5. łoo luju... świetny! czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń