poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 44

Przerażony wbiegłem do sali. To, co tam zastałem zwaliło mnie z nóg.  Wokół mojej ukochanej plątali się lekarze i pielęgniarki. Maszyna obok wydawała długie "piiiiiiiip". Dobrze wiedziałem co to oznaczało.
- Julka! - wrzasnąłem, podbiegając do łóżka. Nie było to takie proste. Ktoś odciągnął mnie od niej.
- Panicz pozwoli pracować lekarzom! - wrzeszczał Oli. Zacząłem się z nim szarpać, jednak ku mojemu zdziwieniu był silniejszy. Wyprowadził mnie na korytarz.
- Nie rozumiesz! Ona tam umiera!
- Panienka nie umierać. Panienka być wolna. Panicz do niej dołączy za wiele, wiele lat.
- Może nie tak wiele. - mruknąłem odwracając się do niego tyłem. Chyba tego nie dosłyszał, bo dalej ciągnął:
- Teraz będą ją re...rea...reni...renować - wydukał. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jego trudność z wypowiedzeniem tego słowa.
- Reanimować. - poprawiłem go, wracając do sali. Tym razem udało mi się opanować. Stanąłem w kącie i przyglądałem się pracy ludzi w kitlach. Ktoś przyniósł sprzęt, który wcześniej widziałem tylko w filmach. Takie coś co razi prądem. Nie chciałem, żeby traktowali tak moją małą, ale cóż mogłem zrobić?
Nagle wszystko ustało. Maszyna znów zaczęła pikać.
- Udało się - zawołał uradowany Oli.
- Gratulacje - mruknąłem, z wielkim bananem na twarzy.
- Pacjentka zaczyna się budzić. - powiedział ktoś inny, podchodząc do nas. - Myślę, że powinien pan być przy niej.
- Dobrze. - posłusznie usiadłem na krzesełku obok łóżka szpitalnego i delikatnie chwyciłem dłoń Julki. Była bardzo zimna. - Kochanie... wracaj do nas.
Jak na zawołanie dziewczyna drgnęła. Najpierw delikatnie ruszyła palcem, później ścisnęła moją dłoń. Gdy już myślałem, że wszystko jest dobrze, otworzyła oczy...

Perspektywa Juli

- Kochanie... wracaj do nas. - doszedł mnie stłumiony głos. Przeraziłam się, gdy dotarło do mnie do kogo on należy. Kto właśnie trzyma mnie za rękę. Jest przy mnie.
Dlaczego On nie dał mi spokoju? Nie dobił mnie? Po co mnie tu trzyma? Gdzie ja właściwie jestem? W co on pogrywa?
Jedno było pewne. Nie mogłam dalej tak trwać. W końcu udało mi się otworzyć oczy.
- Zostaw mnie! - to były pierwsze słowa, jakie padły z moich ust. Włożyłam w nie tyle jadu, ile mogłam. Nienawidziłam osoby, która siedziała obok. Wiedziałam to. - Chciałeś mnie zabić. Dlaczego tego nie zrobiłeś?! Nienawidzę cię.
Dopiero po tym spojrzałam na twarz mojego towarzysza. Obraz miałam zamazany. Coś nie pasowało... gdzie te długie, blond włosy?
- Kochanie... - wyszeptał zdziwiony... Jaś.
- Przepraszam - wydukałam - myślałam, że to..
- Wiem - przerwał mi. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - chwyciłam się za głowę. Wciąż bolała.
Nagle do pokoju wszedł lekarz. Zaczęła się oczywiście rozmowa na temat mojego zdrowia itd. Dowiedziałam się, że za tydzień opuszczę szpital...



Witam w nowym rozdziale =)
Przepraszam, że taki krótki. Możliwe, że wieczorem uda mi się jeszcze coś dodać, ale nic nie obiecuję :3
zapraszam na aska =)

6 komentarzy:

  1. Ufff.. dobrze ze pamieta :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęście, że jest dobrze!
    I chce nn wieczorem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko! Ja Cię zatłukę kobieto. Wiesz jak mnie puls przyśpieszył podczas czytania tego rozdziału?! Ty czyhasz na moje zdrowie xD
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie spokojniejszy =)

    Pozdrawiam mordko <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!!!
    Zapraszam do siebie :http://jasiekklara.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń