sobota, 23 maja 2015

Rozdział 50

Może i rozmowa z Jasiem była trudna, ale teraz czekało mnie coś sto razy gorszego. Rozmowa z Maćkiem. Bałam się jej. Bo jak  niby miałam mu powiedzieć, że wyjeżdżam? Że znów przestaniemy się spotykać? Dopiero co wszystko zaczynało się układać po wielu latach rozłąki. Ale nie mogłabym postąpić inaczej. Nie przeżyłabym bez Jasia ani dnia więcej. Oczywiście rozważałam też pomysł, by nic mu nie mówić, ale wtedy jeszcze bardziej bym go zraniła.
- Pójdę z tobą. - zaproponował mój chłopak. Szliśmy właśnie w stronę mojego domu. Przystanęłam i wpatrywałam się w jego twarz próbując coś z niej wyczytać. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę kaptur i okulary przeciwsłoneczne na pół ryja. Oczywiście nikt nie mógł go rozpoznać, przecież oficjalnie był martwy.
- Lepiej nie. Wolę powiedzieć mu to sama.
- Dasz radę. - posłał mi pocieszycielski uśmiech. - To ja już chyba pójdę.
- Już? - obejrzałam się przez ramię z zaskoczeniem stwierdzając, że jesteśmy obok mojego miejsca zamieszkania. - Gdzie pójdziesz?
- Jadę do Lubina, mam tam wynajęty pokój. - uśmiechnął się łobuzersko. - Trzymam kciuki. Zadzwonię wieczorem - Pocałował mnie na pożegnanie i odszedł. Zostałam sama.
Niechętnie popchnęłam drzwi wejściowe. Do moich uszu dobiegły mocne basy. Pobiegłam do pokoju mojego brata i wparowałam tam bez pukania.
- Może byś trochę ściszył?! - wydarłam się, próbując przekrzyczeć muzykę. Zrobił minę niewiniątka i całkowicie wyłączył odtwarzacz.
- Coś się stało? Gdzie byłaś cały dzień? - zapytał widocznie zmartwiony.
- eee... - zaczęłam się jąkać. - Maciek, to nie będzie łatwe... - powoli zajęłam miejsce na łóżku, wbijając wzrok w podłogę.
- O co chodzi?
- O.. Jasia.
- Julka... - złagodniał. - Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale Jaś już nie wróci..
- Nie. - przerwałam mu. - Pewnie mi nie uwierzysz, ale to teraz nieistotne. Chodzi o to, że... to nie jest dla mnie łatwa decyzja ale... pamiętaj, że mimo to wciąż jesteśmy rodzeństwem... i mimo to zawsze będę cię kochać. - nie umiałam się wysłowić.
- Zaczynam się bać. O co do jasnej cholery chodzi?
- Ja... - zawahałam się. - wyjeżdżam.
Między nami zapadła długa cisza. Dopiero po chwili odważyłam się na niego spojrzeć. Patrzył prosto przed siebie martwym wzrokiem. Początkowo mnie to przeraziło, ale wtedy wydobył z siebie cichy, lekko zachrypnięty głos:
- Okej. - I znów zamilkł. Zaczynało to być uciążliwe.
- Przepraszam, ja... nie mogę inaczej. Wiesz, że Jaś jest dla mnie wszystkim...
- Jaś? - przerwał mi gwałtownie. - Więc to przez niego?!
- To nie tak! On nie chciał, żebym z nim jechała, ale... to moja decyzja.
- Okej. - wydukał, po czym opuścił pomieszczenie. Chwilę później znalazłam go w łazience, opartego o umywalkę. Powoli do niego podeszłam i położyłam dłoń na ramieniu.
- Przepraszam...  - wyszeptałam. Odwrócił się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Wydawało mi się, albo jego własne były zaszklone.
- Nie masz za co. To... twoja decyzja, a ja nie mogę cię ograniczać. - powiedział równie cicho. - Rozumiem to. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że znów cię stracę.
- Nie stracisz...
- Julka, ja wiem jak będzie. Nie chcę znowu zostawać sam...
- Nie zostaniesz. - w oczach miałam łzy. Nie mogłam już wytrzymać, dlatego odwróciłam wzrok. Maciek nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił.

***

Dni mijały bardzo szybko. Zanim się obejrzałam był już piątek. Postanowiłam zacząć się pakować. Nie wiedziałam co i ile zabrać. Jedyne co wiedziałam to to, że o 6:00 mamy pociąg do Warszawy. 
Na szczęście Maciek wszystko zrozumiał i pozwolił mi odejść. Obiecał, że wciąż będziemy utrzymywać kontakt. Wierzyłam mu.
Wyjrzałam za okno. Było piękne, słoneczne popołudnie. Miałam ochotę na krótki spacerek. Z tęsknotą spojrzałam na wpół pustą walizkę i wróciłam do układania w niej ubrań.
Gdy skończyłam był już wieczór. Poszłam spać wcześniej, ponieważ rano czekała mnie nieprzyjemna pobudka o 4:00 rano.
Tak jak przewidywałam, nie było łatwo. Budzik zadzwonił dokładnie o 3:55, ale potrzebowałam trzech drzemek, by w końcu zwlec się z łóżka. Udałam się do łazienki. Zgodnie z moimi oczekiwaniami zimny prysznic postawił mnie na nogi. Założyłam przygotowaną wcześniej kwiaciastą sukienkę i zbiegłam na dół, na śniadanie.
O 5:00 przyjechał Jaś. Zapakował moją walizkę do auta i w trójkę pojechaliśmy na dworzec. Po długim pożegnaniu z Maćkiem wsiedliśmy do pociągu.
- Tym razem też zauważysz kogoś ważnego i wybiegniesz z pociągu? - zapytał kpiąco Maciej.
- Nie. Mój skarb jest już w środku, nie mam za kim biec. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Chyba, że za tobą.
- Nie pozwoliłbym ci na to. - spoważniał. - Jedź, spełniaj marzenia. Bądź szczęśliwa. - Pocałował mnie w polik i mocno przytulił. W końcu usłyszałam przeciągły gwizd i wbiegłam do wagonu.
- Będę tęsknić. - rzuciłam, ostatni raz lustrując twarz mojego brata. Chciałam ją dobrze zapamiętać, nie wiadomo kiedy znowu się zobaczymy.
Znalazłam przedział, w którym siedział już Jaś.
- Spokojnie, poradzi sobie.
- Wiem.  - uśmiechnęłam się delikatnie siadając na miejscu obok. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Nie wiem kiedy, zasnęłam.
- Kochanie... - z melancholii wyrwał mnie cichy głos mojego towarzysza.
- Co się stało? - zapytałam zaspana, przecierając oczy.
- Niedługo będziemy. - posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Tak długo spałam?!
- To nic. - Wyprostowałam się i przeniosłam na siedzenie na przeciwko niego. Przez chwilę wpatrywałam się w jego cudowne, ciemne oczy. Byłam pewna, że postąpiłam dobrze. - Mała zmiana planów.
- Jaka?
- Nie zabalujemy długo w Warszawie.
- Dlaczego?
- Florek ma niedługo ważny wyjazd... ale nie chodzi o to. Moja ciocia już o wszystkim wie i kazała nam jak najszybciej przyjechać. Bardzo chce cię poznać. - Krew napłynęła mi do policzków. - Załatwiłem nam lot na poniedziałek.
Nic nie odpowiedziałam. Cieszyłam się wizją pobytu w Londynie, ale Warszawa również bardzo mnie inspirowała i wolałabym zostać tam dłużej...
Zgodnie z zapowiedzią Jasia, 30 minut później byliśmy już na miejscu. Tak, jak się tego spodziewałam na peronie czekał już Florian.
- Jaś, Julka! - Wydarł się, zwracając na siebie uwagę wielu ludzi. Nie ruszało go to. Po prostu podbiegł do nas i mocno przytulił. - W końcu jesteście!
Później udaliśmy się do jego mieszkania. Zasmuciła go informacja o tym, że już za dwa dni wyjeżdżamy.
- Tym bardziej musimy dzisiaj gdzieś wyjść!
Zgodnie z zapowiedzią, wieczór spędziliśmy w klubie. Reszta czasu minęła nam na dobrej zabawie. Polubiłam Florka już na urodzinach Maćka, ale teraz tym bardziej się zaprzyjaźniliśmy. Niestety, poniedziałek przyszedł szybciej niż powinien.
- Mamy wszystko? - zapytałam z niepokojem, sprawdzając jeszcze raz walizki.
- Ona zawsze taka jest? - Zapytał Florian z ironią w głosie, na co Jaś wybuchł krótkim śmiechem.
- Niestety.
Byliśmy akurat w drodze na lotnisko. Rano zaspaliśmy, więc niewiele brakowało nam do spóźnienia.
- Nie bój się kochanie, wszystko sprawdziłem. - uspokoił mnie Jaś, zerkając na mnie w lusterku.

Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. Wszystko działo się tak szybko...
Zajęłam miejsce przy oknie, Jaś siedział obok. Nagle poczułam mocne szarpnięcie.
- To tylko lekkie turbulencje - powiedział ze śmiechem Janek, chwytając mnie za rękę.
- Przepraszam... - odpowiedziałam speszona. - to mój pierwszy lot i trochę się cykam.
- Szczerze mówiąc ja też - powiedział mi do ucha, czym bardzo mnie uspokoił. Nie na długo. Po chwili wstrząs się powtórzył.
- Jasiu, to nie są turbulencje - powiedziałam przerażona, po czym jak na zawołanie rozległ się głos kapitana.
- Prosimy wszystkich o zapięcie pasów. - Chwila przerwy, dało się słyszeć klikanie przycisków. - Mamy dla państwa... bardzo złe informacje.
Przeszły mnie ciarki, serce podskoczyło mi do gardła. Kolejny wstrząs.
- Lądujemy. - głos  kapitana zdradzał przerażenie. - Awaryjnie.
Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć, panował straszny hałas
- Proszę zachować spokój! - udarł się głos w głośnikach. - Prawda jest taka: nie mamy szans na przeżycie.
Po tych słowach zamarłam. Do oczu napłynęły mi łzy. Spojrzałam na Jasia. Jego twarz wykrzywiał grymas przerażenia, podobnie jak moją.
- Przepraszam... - wyszeptał, a po jego policzkach zaczął lecieć słony płyn.
- To nie twoja wina. - odwróciłam wzrok. Wyjrzałam przez małe okienko. Ziemia zbliżała się z przerażającą prędkością. Wróciłam do tych cudownych, brązowych oczu. Nie mogłam uwierzyć w to, że widzę je po raz ostatni. - Żegnaj. Kocham cię.
- Do zobaczenia, kochanie. - odpowiedział cicho. Tylko my zachowywaliśmy spokój. Wszyscy inni biegali, krzyczeli. Nie obchodziło mnie to. Jeżeli miałam umrzeć, chciałam umrzeć wpatrując się w te piękne, czekoladowe tęczówki.
- To najlepsza śmierć, na jaką mogłam sobie zasłużyć.
- Wiem. Razem. Na zawsze. Mimo śmierć. - Wyszeptał. Później nie było już nic, tylko huk i ból. Koszmarny ból, który nagle ustał. Wszystko ustało....



Kochani!
Tak, to koniec.
Ehh... nie wiem co napisać...
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną tej chwili.
Przeżyłam z wami cudowne chwile, choć może nieświadomie, wiele razy wywoływaliście uśmiech na mojej twarzy.
Ale wszystko ma swój początek i swój koniec.
Mimo to pamiętajcie, jesteście najlepsi... ♥ ♥ ♥

16 komentarzy:

  1. Placze jezu czemu tak skonczylas? nie moglas tak.ze zyli szczesliwie? placze ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. NIE! NIE! NIE! To się nie może tak skończyć! NIE MOŻE! Płacze :""""(

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżuuu nie! :C
    Ja chcę więcej :<
    I ta śmierć na końcu... Nie wiem co powiedzieć :/
    Wiem, to dziwne, ale najbardziej żal mi maćka T-T
    To była wspaniała opowieść. Dziękuję, że poświęciłaś nam czas na jej pisanie ^^

    Pozdrawiam i mam nadzieję, że niedługo wrócisz z nowym ff :3


    kaiko-fan-fiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie proszę! Boże :( Biedny Maciek ! Proszę jeszcze nie ! Maciek jest sam tak być nie może a co z Jasiem? Nie proszę niech to się tak niee konczy :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie! ja prze cb placze :'(
    piekne zakonczenie :'(

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty sobie chyba jaka robisz? Czemu tak to zakończyłaś? Tak się cieszyłam, że są razem a tu śmierć i koniec opowiadania. Ja nie wiem co mam napisać, jestem w ciężkim szoku.
    Rozdział jest wspaniały.
    Dziękuję Ci za cały czas, który poświęciłaś na tego bloga, za te wspaniałe 50 rozdziałów i mam nadzieję, że wrócisz do nas z nowym ff.

    Pozdrawiam mordko <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Boze, nie wierze, koniec.KONIEC.Moj ulubiony blog wlasnie sie skonczyl. Czuje straszna pustke. Dziekuje za wszysko ❤. Nie usuwaj bloga, jeszcze pewnie 3 razy go przeczytam ❤❤ jeszcze raz dziekuje za wszysko, za dedykacje na moje urodziny ❤ xa to ze piszesz i jestes ❤ jeszcze dlugo bede przezywac te opowiadanie ale i tak kocham ❤ puekne zakonczenie wymyslials ;_; Jaś i Julia Zgineli. ZGINELI.NIE. ehh chyba musze sie pogodzic ;_; dziekuje za wszystko ❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Płacze 😢
    :http://jasiekklara.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie, nie wierzę w to :<
    Czuję się.... nawet nie wiem jak to opisać. Na konuec mam prośbę; nie usuwaj tego bloga.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Kobietom zabije cie całą twarz mam mokrą. Dziękuje za te 50 rozdziałów z tobą. Mam nadzieję ze będziesz jeszcze dalej pisała!! Nie wiem co powiedziec. Może to samo co ona to jest najwspanialsza śmierć na jaką mogła zasłużyć. Ryche T-T

    OdpowiedzUsuń
  12. NIEEEEEEEEEEEEEE *Jęk rozpaczy* to nie może się tak skończyyyyyyć!!!! :( :(

    OdpowiedzUsuń
  13. coo????? niee!!!!!!!!!!!!!!! jak tak mogłaś? :(((((((((((((

    OdpowiedzUsuń
  14. Moglas skonczyc ze np dolecieli do Londynu zyli szczesliwie a potem np 2sezoon ;((

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie ważne ile razy przeczytam końcówkę. Za każdym razem lecą mi łzy :'(

    OdpowiedzUsuń