- Pójdę z tobą. - zaproponował mój chłopak. Szliśmy właśnie w stronę mojego domu. Przystanęłam i wpatrywałam się w jego twarz próbując coś z niej wyczytać. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę kaptur i okulary przeciwsłoneczne na pół ryja. Oczywiście nikt nie mógł go rozpoznać, przecież oficjalnie był martwy.
- Lepiej nie. Wolę powiedzieć mu to sama.
- Dasz radę. - posłał mi pocieszycielski uśmiech. - To ja już chyba pójdę.
- Już? - obejrzałam się przez ramię z zaskoczeniem stwierdzając, że jesteśmy obok mojego miejsca zamieszkania. - Gdzie pójdziesz?
- Jadę do Lubina, mam tam wynajęty pokój. - uśmiechnął się łobuzersko. - Trzymam kciuki. Zadzwonię wieczorem - Pocałował mnie na pożegnanie i odszedł. Zostałam sama.
Niechętnie popchnęłam drzwi wejściowe. Do moich uszu dobiegły mocne basy. Pobiegłam do pokoju mojego brata i wparowałam tam bez pukania.
- Może byś trochę ściszył?! - wydarłam się, próbując przekrzyczeć muzykę. Zrobił minę niewiniątka i całkowicie wyłączył odtwarzacz.
- Coś się stało? Gdzie byłaś cały dzień? - zapytał widocznie zmartwiony.
- eee... - zaczęłam się jąkać. - Maciek, to nie będzie łatwe... - powoli zajęłam miejsce na łóżku, wbijając wzrok w podłogę.
- O co chodzi?
- O.. Jasia.
- Julka... - złagodniał. - Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale Jaś już nie wróci..
- Nie. - przerwałam mu. - Pewnie mi nie uwierzysz, ale to teraz nieistotne. Chodzi o to, że... to nie jest dla mnie łatwa decyzja ale... pamiętaj, że mimo to wciąż jesteśmy rodzeństwem... i mimo to zawsze będę cię kochać. - nie umiałam się wysłowić.
- Zaczynam się bać. O co do jasnej cholery chodzi?
- Ja... - zawahałam się. - wyjeżdżam.
Między nami zapadła długa cisza. Dopiero po chwili odważyłam się na niego spojrzeć. Patrzył prosto przed siebie martwym wzrokiem. Początkowo mnie to przeraziło, ale wtedy wydobył z siebie cichy, lekko zachrypnięty głos:
- Okej. - I znów zamilkł. Zaczynało to być uciążliwe.
- Przepraszam, ja... nie mogę inaczej. Wiesz, że Jaś jest dla mnie wszystkim...
- Jaś? - przerwał mi gwałtownie. - Więc to przez niego?!
- To nie tak! On nie chciał, żebym z nim jechała, ale... to moja decyzja.
- Okej. - wydukał, po czym opuścił pomieszczenie. Chwilę później znalazłam go w łazience, opartego o umywalkę. Powoli do niego podeszłam i położyłam dłoń na ramieniu.
- Przepraszam... - wyszeptałam. Odwrócił się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Wydawało mi się, albo jego własne były zaszklone.
- Nie masz za co. To... twoja decyzja, a ja nie mogę cię ograniczać. - powiedział równie cicho. - Rozumiem to. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że znów cię stracę.
- Nie stracisz...
- Julka, ja wiem jak będzie. Nie chcę znowu zostawać sam...
- Nie zostaniesz. - w oczach miałam łzy. Nie mogłam już wytrzymać, dlatego odwróciłam wzrok. Maciek nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił.
***
Dni mijały bardzo szybko. Zanim się obejrzałam był już piątek. Postanowiłam zacząć się pakować. Nie wiedziałam co i ile zabrać. Jedyne co wiedziałam to to, że o 6:00 mamy pociąg do Warszawy.
Na szczęście Maciek wszystko zrozumiał i pozwolił mi odejść. Obiecał, że wciąż będziemy utrzymywać kontakt. Wierzyłam mu.
Wyjrzałam za okno. Było piękne, słoneczne popołudnie. Miałam ochotę na krótki spacerek. Z tęsknotą spojrzałam na wpół pustą walizkę i wróciłam do układania w niej ubrań.
Gdy skończyłam był już wieczór. Poszłam spać wcześniej, ponieważ rano czekała mnie nieprzyjemna pobudka o 4:00 rano.
Tak jak przewidywałam, nie było łatwo. Budzik zadzwonił dokładnie o 3:55, ale potrzebowałam trzech drzemek, by w końcu zwlec się z łóżka. Udałam się do łazienki. Zgodnie z moimi oczekiwaniami zimny prysznic postawił mnie na nogi. Założyłam przygotowaną wcześniej kwiaciastą sukienkę i zbiegłam na dół, na śniadanie.
O 5:00 przyjechał Jaś. Zapakował moją walizkę do auta i w trójkę pojechaliśmy na dworzec. Po długim pożegnaniu z Maćkiem wsiedliśmy do pociągu.
- Tym razem też zauważysz kogoś ważnego i wybiegniesz z pociągu? - zapytał kpiąco Maciej.
- Nie. Mój skarb jest już w środku, nie mam za kim biec. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Chyba, że za tobą.
- Nie pozwoliłbym ci na to. - spoważniał. - Jedź, spełniaj marzenia. Bądź szczęśliwa. - Pocałował mnie w polik i mocno przytulił. W końcu usłyszałam przeciągły gwizd i wbiegłam do wagonu.
- Będę tęsknić. - rzuciłam, ostatni raz lustrując twarz mojego brata. Chciałam ją dobrze zapamiętać, nie wiadomo kiedy znowu się zobaczymy.
Znalazłam przedział, w którym siedział już Jaś.
- Spokojnie, poradzi sobie.
- Wiem. - uśmiechnęłam się delikatnie siadając na miejscu obok. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Nie wiem kiedy, zasnęłam.
- Kochanie... - z melancholii wyrwał mnie cichy głos mojego towarzysza.
- Co się stało? - zapytałam zaspana, przecierając oczy.
- Niedługo będziemy. - posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Tak długo spałam?!
- To nic. - Wyprostowałam się i przeniosłam na siedzenie na przeciwko niego. Przez chwilę wpatrywałam się w jego cudowne, ciemne oczy. Byłam pewna, że postąpiłam dobrze. - Mała zmiana planów.
- Jaka?
- Nie zabalujemy długo w Warszawie.
- Dlaczego?
- Florek ma niedługo ważny wyjazd... ale nie chodzi o to. Moja ciocia już o wszystkim wie i kazała nam jak najszybciej przyjechać. Bardzo chce cię poznać. - Krew napłynęła mi do policzków. - Załatwiłem nam lot na poniedziałek.
Nic nie odpowiedziałam. Cieszyłam się wizją pobytu w Londynie, ale Warszawa również bardzo mnie inspirowała i wolałabym zostać tam dłużej...
Zgodnie z zapowiedzią Jasia, 30 minut później byliśmy już na miejscu. Tak, jak się tego spodziewałam na peronie czekał już Florian.
- Jaś, Julka! - Wydarł się, zwracając na siebie uwagę wielu ludzi. Nie ruszało go to. Po prostu podbiegł do nas i mocno przytulił. - W końcu jesteście!
Później udaliśmy się do jego mieszkania. Zasmuciła go informacja o tym, że już za dwa dni wyjeżdżamy.
- Tym bardziej musimy dzisiaj gdzieś wyjść!
Zgodnie z zapowiedzią, wieczór spędziliśmy w klubie. Reszta czasu minęła nam na dobrej zabawie. Polubiłam Florka już na urodzinach Maćka, ale teraz tym bardziej się zaprzyjaźniliśmy. Niestety, poniedziałek przyszedł szybciej niż powinien.
- Mamy wszystko? - zapytałam z niepokojem, sprawdzając jeszcze raz walizki.
- Ona zawsze taka jest? - Zapytał Florian z ironią w głosie, na co Jaś wybuchł krótkim śmiechem.
- Niestety.
Byliśmy akurat w drodze na lotnisko. Rano zaspaliśmy, więc niewiele brakowało nam do spóźnienia.
- Nie bój się kochanie, wszystko sprawdziłem. - uspokoił mnie Jaś, zerkając na mnie w lusterku.
Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. Wszystko działo się tak szybko...
Zajęłam miejsce przy oknie, Jaś siedział obok. Nagle poczułam mocne szarpnięcie.Gdy skończyłam był już wieczór. Poszłam spać wcześniej, ponieważ rano czekała mnie nieprzyjemna pobudka o 4:00 rano.
Tak jak przewidywałam, nie było łatwo. Budzik zadzwonił dokładnie o 3:55, ale potrzebowałam trzech drzemek, by w końcu zwlec się z łóżka. Udałam się do łazienki. Zgodnie z moimi oczekiwaniami zimny prysznic postawił mnie na nogi. Założyłam przygotowaną wcześniej kwiaciastą sukienkę i zbiegłam na dół, na śniadanie.
O 5:00 przyjechał Jaś. Zapakował moją walizkę do auta i w trójkę pojechaliśmy na dworzec. Po długim pożegnaniu z Maćkiem wsiedliśmy do pociągu.
- Tym razem też zauważysz kogoś ważnego i wybiegniesz z pociągu? - zapytał kpiąco Maciej.
- Nie. Mój skarb jest już w środku, nie mam za kim biec. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Chyba, że za tobą.
- Nie pozwoliłbym ci na to. - spoważniał. - Jedź, spełniaj marzenia. Bądź szczęśliwa. - Pocałował mnie w polik i mocno przytulił. W końcu usłyszałam przeciągły gwizd i wbiegłam do wagonu.
- Będę tęsknić. - rzuciłam, ostatni raz lustrując twarz mojego brata. Chciałam ją dobrze zapamiętać, nie wiadomo kiedy znowu się zobaczymy.
Znalazłam przedział, w którym siedział już Jaś.
- Spokojnie, poradzi sobie.
- Wiem. - uśmiechnęłam się delikatnie siadając na miejscu obok. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Nie wiem kiedy, zasnęłam.
- Kochanie... - z melancholii wyrwał mnie cichy głos mojego towarzysza.
- Co się stało? - zapytałam zaspana, przecierając oczy.
- Niedługo będziemy. - posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Tak długo spałam?!
- To nic. - Wyprostowałam się i przeniosłam na siedzenie na przeciwko niego. Przez chwilę wpatrywałam się w jego cudowne, ciemne oczy. Byłam pewna, że postąpiłam dobrze. - Mała zmiana planów.
- Jaka?
- Nie zabalujemy długo w Warszawie.
- Dlaczego?
- Florek ma niedługo ważny wyjazd... ale nie chodzi o to. Moja ciocia już o wszystkim wie i kazała nam jak najszybciej przyjechać. Bardzo chce cię poznać. - Krew napłynęła mi do policzków. - Załatwiłem nam lot na poniedziałek.
Nic nie odpowiedziałam. Cieszyłam się wizją pobytu w Londynie, ale Warszawa również bardzo mnie inspirowała i wolałabym zostać tam dłużej...
Zgodnie z zapowiedzią Jasia, 30 minut później byliśmy już na miejscu. Tak, jak się tego spodziewałam na peronie czekał już Florian.
- Jaś, Julka! - Wydarł się, zwracając na siebie uwagę wielu ludzi. Nie ruszało go to. Po prostu podbiegł do nas i mocno przytulił. - W końcu jesteście!
Później udaliśmy się do jego mieszkania. Zasmuciła go informacja o tym, że już za dwa dni wyjeżdżamy.
- Tym bardziej musimy dzisiaj gdzieś wyjść!
Zgodnie z zapowiedzią, wieczór spędziliśmy w klubie. Reszta czasu minęła nam na dobrej zabawie. Polubiłam Florka już na urodzinach Maćka, ale teraz tym bardziej się zaprzyjaźniliśmy. Niestety, poniedziałek przyszedł szybciej niż powinien.
- Mamy wszystko? - zapytałam z niepokojem, sprawdzając jeszcze raz walizki.
- Ona zawsze taka jest? - Zapytał Florian z ironią w głosie, na co Jaś wybuchł krótkim śmiechem.
- Niestety.
Byliśmy akurat w drodze na lotnisko. Rano zaspaliśmy, więc niewiele brakowało nam do spóźnienia.
- Nie bój się kochanie, wszystko sprawdziłem. - uspokoił mnie Jaś, zerkając na mnie w lusterku.
Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. Wszystko działo się tak szybko...
- To tylko lekkie turbulencje - powiedział ze śmiechem Janek, chwytając mnie za rękę.
- Przepraszam... - odpowiedziałam speszona. - to mój pierwszy lot i trochę się cykam.
- Szczerze mówiąc ja też - powiedział mi do ucha, czym bardzo mnie uspokoił. Nie na długo. Po chwili wstrząs się powtórzył.
- Jasiu, to nie są turbulencje - powiedziałam przerażona, po czym jak na zawołanie rozległ się głos kapitana.
- Prosimy wszystkich o zapięcie pasów. - Chwila przerwy, dało się słyszeć klikanie przycisków. - Mamy dla państwa... bardzo złe informacje.
Przeszły mnie ciarki, serce podskoczyło mi do gardła. Kolejny wstrząs.
- Lądujemy. - głos kapitana zdradzał przerażenie. - Awaryjnie.
Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć, panował straszny hałas
- Proszę zachować spokój! - udarł się głos w głośnikach. - Prawda jest taka: nie mamy szans na przeżycie.
Po tych słowach zamarłam. Do oczu napłynęły mi łzy. Spojrzałam na Jasia. Jego twarz wykrzywiał grymas przerażenia, podobnie jak moją.
- Przepraszam... - wyszeptał, a po jego policzkach zaczął lecieć słony płyn.
- To nie twoja wina. - odwróciłam wzrok. Wyjrzałam przez małe okienko. Ziemia zbliżała się z przerażającą prędkością. Wróciłam do tych cudownych, brązowych oczu. Nie mogłam uwierzyć w to, że widzę je po raz ostatni. - Żegnaj. Kocham cię.
- Do zobaczenia, kochanie. - odpowiedział cicho. Tylko my zachowywaliśmy spokój. Wszyscy inni biegali, krzyczeli. Nie obchodziło mnie to. Jeżeli miałam umrzeć, chciałam umrzeć wpatrując się w te piękne, czekoladowe tęczówki.
- To najlepsza śmierć, na jaką mogłam sobie zasłużyć.
- Wiem. Razem. Na zawsze. Mimo śmierć. - Wyszeptał. Później nie było już nic, tylko huk i ból. Koszmarny ból, który nagle ustał. Wszystko ustało....
Kochani!
Tak, to koniec.
Ehh... nie wiem co napisać...
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną tej chwili.
Przeżyłam z wami cudowne chwile, choć może nieświadomie, wiele razy wywoływaliście uśmiech na mojej twarzy.
Ale wszystko ma swój początek i swój koniec.
Mimo to pamiętajcie, jesteście najlepsi... ♥ ♥ ♥